niedziela, 23 marca 2014

Drugi blog

Panie i Panowie! Wszem i wobec ogłaszam, że OwlShadow założyła drugiego bloga, tym razem z historią autorską! Dobra, teraz normalnie... Serdecznie zapraszam Was na mojego drugiego bloga kliknij...no kliknij! KLIK,KLIK,KLIK,KLIK, no kliknijże w końcu! Szczerze nie wiem co będzie z historią Cat...
Jednak ciągle gorąco pozdrawiam i całuję :*
OwlShadow 

wtorek, 14 stycznia 2014

Rozdział 7

Pokój Wspólny Slytherinu nie był wilgotny i ciemny jak to na lochy przystało. Dominowały tu ciemna zieleń i czerń oraz srebrne akcenty w postaci kandelabrów, poduszek i innych ozdób. Ściana na prawo od wejścia była półokrągła. Właściwie był to jeden wielki regał z książkami. Zastanawiała się czy nie pomyliła czasem domów, gdyż była przekonana, że nawet w Ravenclawie nie mają takiego księgozbioru. Wyłożona ciemnoszarym, chropowatym kamieniem podłoga idealnie współgrała z zielenią ścian i ciemnymi, skórzanymi kanapami ustawionymi wokół kominka. Stał on po lewej stronie od wejścia, między schodami prowadzącymi do dormitoriów. Palenisko wyglądało jakby wyrastało z ziemi, ponieważ zrobione było z tego samego materiału co podłoże. W środku buchał zielony ogień, co chwilę sypiąc tysiącami iskier. Cat podeszła bliżej, by móc lepiej podziwiać kominek. Delikatnie dotknęła okucia wokół paleniska. Faktura do złudzenia przypominała łuski. Cofnęła się z powrotem.
-Czy to...?
-Tak wąż. Trochę to patetyczne i banalne, nie sądzisz?- zapytał Draco.- A popatrz wyżej, co widzisz?
Cat na początku nie mogła zrozumieć co Smok ma na myśli.  Jednak, gdy przyjrzała się uważniej zauważyła piękny, kunsztownie rzeźbiony w kamieniu herb Slytherinu. Dziewczyna popatrzyła błagalnie na blondyna.
-Serio?- zapytał z niedowierzaniem, na co ona pokiwała głową.- No dobrze...
Powoli przysunął się do niej, a ich twarze dzieliło tylko parę centymetrów. Spojrzał jej głęboko w oczy, po czym pochylił się i... Wziął ją na barana.
-Nie wierzę, że to robię... Muszę cię nosić, żebyś mogła sobie pomacać kominek.- rzekł z przekąsem.
-Cicho, nie kominek tylko herb i co poradzę, że jestem taka niska i sama nie dosięgam?- Kolejna lekcja Bellatriks: żeby udobruchać faceta musisz podkreślić jaki to on jest silny i mężny, a ty słaba, delikatna, i że na pewno nie dasz sobie bez niego rady. Zalecenia ciotki jak zwykle się sprawdziły. Smok wyglądał jakby jego ego urosło do wielkości wieży astronomicznej. Chłopak podszedł kilka kroków do kominka, a Cat zaczęła badać opuszkami palców złożone wzory wyciosane w kamieniu.
-Już?- zapytał zniecierpliwiony.
-Chwila...
-Ekchem...
Draco odwrócił się powoli, żeby przypadkiem nie zrzucić Catherine z ramion.
Przed nimi stał Blaise Zabini ze skrzynka wódki. Nie Ognistej. Wódki.
-Czy ty chcesz ich pozabijać Diable? Przecież to mugolski alkohol, żadne z was nie dotrwa do 0,5 litra. Większość padnie przy pierwszej setce. Powiedz, kto wpadł na ten jakże genialny pomysł?
-Jak kto? Louise oczywiście. Kicia, spokojnie... Myślisz, że my tu pierwszy raz mugolskie alko pijemy? A swoją drogą skąd ty tyle wiesz?
-Ale to ma z 50 procent!
-Góra 40... Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
-Było się na paru imprezach... A tak w ogóle to po co ci skrzynka wódki? Chcesz zatopić smutki w kieliszku?
-Hahaha, bardzo śmieszne. Podczas, gdy wy byliście, ekchem... Zajęci, my organizowaliśmy imprezę na cześć bliźniaków Riddle. Dlatego radzę ci się szybko iść przebrać, bo za godzinę zaczynamy!
***
-Godzina?! No chyba ich Merlin opuścił! Dobra, ogarnij się… najważniejsza rzecz- znaleźć Louise. Okej… Gdzie ona może być?- przerwała swój wewnętrzny monolog i walnęła się z otwartej dłoni w czoło.- No tak, dormitorium! Jestem ułomna!- powiedziała na głos, na co parę osób w Pokoju Wspólnym dziwnie się na nią spojrzało.
  Pognała co sił w nogach do dormitorium jej i Louise.
  -Louise, wszędzie cię szukałam!- rzekła zziajana.
  -Cat, skarbie, od godziny tutaj siedzę…
  -Nie nieważne… Słyszałam, że niezła impreza się szykuje! Tak przynajmniej wnioskuję, no wiesz, widziałam asortyment…-uśmiechnęła się promiennie.
  -Zgadza się, będzie melanż jak się patrzy! W końcu Ślizgoni zawsze słynęli z najlepszych imprez w historii Hogwartu!- odrzekła dumnie.
  -My tu tracimy czas na gadanie, a trzeba się wyszykować!
  -Ja już ze sobą kończę i zaraz zajmę się tobą. –powiedziała, a Cat roześmiała się entuzjastycznie, bo wiedziała że jeśli Louise weźmie się ją w obroty to żaden chłopak nie przejdzie obok niej obojętnie.
  -No, już zmykaj pod prysznic!- krzyknęła i uśmiechnęła się szeroko.
Catherine  zamknęła się w łazience i wzięła swój ulubiony żel pod prysznic- o zapachu malin. Rozebrała się i szybko wskoczyła pod strumień gorącej wody. Kochała takie kąpiele, gdy strugi prawie wrzącego płynu obmywały i oczyszczały jej ciało. Jednak nie miała czasu na takie rozmyślania. Co jak co, ale prysznic to świetne miejsce na rozważania o sensie życia (zero ironii).
-Catherine Elisabeth Riddle! Natychmiast wyłaź, bo nie zdążymy!!!- darła się Louise i Cat nie byłaby zdziwiona, gdyby okazało się, że jej najlepsza przyjaciółka właśnie wali w drzwi od łazienki Avadami, gdyż zauważyła niepokojąco zielone błyski.
-No już idę, tylko mnie nie zabij, bo nad kim się będziesz tak pastwić?
No nareszcie! Siadaj!- Louie mało delikatnie popchnęła ją na krzesło stojące przy toaletce.- Nie odzywaj się, nie ruszaj, nie wierć, a najlepiej nie oddychaj!- wydała te wszystkie polecenia niczym karabin maszynowy i zacisnęła usta w  wąską kreskę, a na jej czole pojawiły się pionowe zmarszczki. Był to znak, że intensywnie nad czymś myśli, więc Cat musiała wolała się zastosować do jej rozkazów. Nagle twarz jej przyjaciółki rozpromieniła się, a na ustach  wykwitł szeroki uśmiech. 
-Już wiem!- krzyknęła i zabrała się do pracy. Z makijażem uwinęła się w około 20 minut, a Cat musiała przyznać, że wygląda olśniewająco. Jej twarz nie prezentowała się ani wulgarnie, ani grzecznie. Louise znalazła złoty środek. Nie nałożyła pudru, gdyż z idealną cerą Catherine nie było to potrzebne. Zrobiła jej za to grube, czarne kreski, zdecydowała się na nie używanie cieni. Kształtne usta kasztanowłosej podkreśliła  czerwoną szminką, a rzęsy wydłużyła tuszem. Włosy dziewczyny związała w wysoką kitkę, która dodawała jej centymetrów i wysmuklała sylwetkę. Jednak z doborem ubrań zaszalała po całości. Wybrała dla niej czarne, obcisłe skórzane spodnie, czerwoną, koronkową bluzkę i czarne szpilki.
Sama wyglądała równie powalająco: hebanowa, podkreślająca jej kształty sukienka z baskinką idealnie na niej leżała, a ciemno zielone buty na obcasach dodawały wysokości i seksapilu. Oczy podkreśliła cieniami w tym samym odcieniu co buty, a włosy pozostawiła w naturalnym nieładzie.
-No, moja droga, idziemy zaszaleć!- rzekła Louise, na co Cat wybuchnęła perlistym śmiechem.



~~~

Witajcie moje kochane! Obiecałam, że nie długo coś się pojawi, ale wyszło jak zwykle... Za co przepraszam! Rozdział dedykuję Salvio Hexia z bloga  http://blinny-story.blogspot.com/ na którego serdecznie zapraszam! Oraz Bazi za nasze nocne rozmowy. Nie byłabym sobą, gdybym nie wplątała do tego wszystkiego Florence, która jako pierwsza rozdział widziała i poprawiała. Rozdział krótki i niewiele wnosi do akcji, to taki sylikon, zapychacz ;D nie jestem z niego zbytnio zadowolona... I co sądzicie o szablonie???
Dobra, nie liczę, że ktokolwiek to przeczytał, ale proszę jeszcze o komentarze!
Pozdrawiam i baaardzo mocno ściskam
Wasza OwlShadow
PS Mam pomysł na nową autorską historię. <3 Wszystko dopiero tworzy się w mojej głowie, więc proszę, trzymajcie kciuki! ;D

sobota, 30 listopada 2013

Hej ludzie!

Hej, jak pewnie zdążyłyście zauważyć, moja wesoła i radosna wena umarła śmiercią bolesną i powolną. Natomiast na zastępstwo ochoczo przyszła jej urocza siostrzyczka depresantka. Dobra, pomińmy resztę mojego ,,zajmującego" monologu na temat mego stanu psychicznego. Chciałam wam powiedzieć, że tak jakby zawieszam historię Catherine i Draco... Mówię tak jakby, bo naprawdę mam na myśli ,,małe przemeblowanie", jeśli rozumiecie o co mi chodzi. Postacie zostaną te same, lecz reszta ulegnie zmianie.  Na razie mam tylko pomysł, jeszcze nic nie napisałam, ale trzymajcie kciuki za mnie i za moją wenę!
Buziaki <3
OwlShadow
PS Jak chcecie to łapcie mojego tumblra:  http://owlshadow13.tumblr.com/ ! ;* 

czwartek, 31 października 2013

Maski

**Uwaga: nie dla osób o słabych nerwach!**


'Everybody lies'
dr House
       Kłamać, oszukiwać, manipulować, udawać...
To było to, co robić umiała i lubiła. Była w tym na prawdę dobra. W szkole pewna siebie, otwarta, temperamentna osoba z charakterem. Dla przyjaciół życzliwa, uśmiechnięta i wyrozumiała. W domu spokojna, kochająca córeczka zawsze posłuszna rodzicom. Wszystko świetnie się układało. Do czasu.
        Nikt nie wiedział, że Ginny cholernie bała się być sobą. To uczucie powoli ją wykańczało, niszczyło od środka. Chodziła poddenerwowana, zaczęły się słabe oceny oraz chamskie odzywki do przyjaciół i nauczycieli. Ci pierwsi próbowali ją zrozumieć, ci drudzy znienawidzili. Nic dziwnego, bo po prostu utrudniała im życie. Najgorsza jednak była reakcja jej rodziców, gdy McGonagall wezwała ich do siebie. Artur i Molly, zazwyczaj spokojni i pełni empatii, wrzeszczeli na nią przez bite dwie godziny, w kółko powtarzając, że 'jej się w główce popierdoliło'. Wykrzyczeli jej w twarz, że jest niewdzięczną córką i mają jej dosyć. Jednak cały czas, Ginny utrzymywała na twarzy maskę spokoju i przyglądała się beznamiętnie poczynaniom rodziców, jakby ta rozmowa wcale jej nie dotyczyła. Tylko przy jednym, wypowiedzianym przez matkę zdaniu, w jej pięknych, migdałowych oczach zalśniły łzy: 'Myślałam, że znam swoją córkę, okazało się, że chyba jednak nie...'. Ginny chciała krzyczeć i płakać, ale nie potrafiła. Zupełnie, jakby ta cholerna maska przyrosła jej do twarzy. Niestety, to nie był koniec. Rodzice zaplanowali dla niej coś specjalnego. Quidditch. Miała zakaz trenowania do końca roku. Zabrali jej to, do czego była bardzo przywiązana, coś, co pomagało jej przetrwać te wszystkie szare dni w Hogwarcie. Jednak największą i najbardziej bolesną karą było to, że przerwę świąteczną miała spędzić w szkole, z dala od rodziny, wśród ludzi, których nienawidziła. Powiedzieli, jej wprost, że nie chcą jej widzieć w Norze. To było jak przekręcenie noża, którego już wcześniej wbili w jej serce...
      Dopiero w swoim dormitorium na siódmym piętrze zdjęła maskę i zamknęła się w łazience. Ledwo widząc przez cieknące jej po twarzy łzy, podeszła do swojej kosmetyczki i zaczęła na ślepo w niej grzebać. Znalazła. To, co było jej w tej chwili najpotrzebniejsze - żyletka.
       Każdy miał jej dość, a najbardziej ona sama. Nie cierpiała siebie. Gdy nie mogła ze sobą wytrzymać, właśnie to robiła - cięła się. Najpierw powoli, niezbyt głęboko. Kiedy krew zaczynała krzepnąć, zdrapywała strupka i rozcinała rankę na nowo, wchodząc coraz głębiej. Nie chodziło o krew - nie podniecał jej ten widok. Dla niej ważny był ból. On pomagał zapomnieć. Tylko cierpienie fizyczne mógł złagodzić to psychiczne. Tej nocy jednak nie obchodziło jej, czy się wykrwawi na śmierć. Miała to głęboko w dupie. Właściwie to nawet tego chciała. Zniknąć. I nigdy się nie obudzić, a jeśli już, to z dala od wszystkich problemów i zmartwień. Gdzieś, gdzie nie będzie musiała zagłuszać jednego cierpienia drugim. Chciała po prostu odpocząć od życia, a na to jest tylko jeden sposób. Podwinęła więc rękaw szaty i zaczęła spędzać krew w dół, do przedramienia. Odnalazła odpowiednią żyłę - najdłuższą i najgrubszą. Mocniej ścisnęła w dłoni żyletkę - była gotowa.
        Usiadła w wannie i przyłożyła ostrze do swojego nadgarstka . Przymknęła oczy i wzięła głęboki wdech. Żyletka boleśnie przecięła skórę, ale wiedziała, że prawdziwy ból przed nią. Powoli przeciągnęła ostrzem w górę, wzdłuż przedramienia. Wielu samobójców nie wie, że, aby szybko się wykrwawić, należy przeciąć żyłę na całej długości, a nie tylko w jednym punkcie. Czuła ciepłą krew spływającą po ręce, ale nie przeszkadzało jej to. Wiedziała, że już niedługo koniec. Powoli zaczęła odpływać w niebyt z myślą, że moment śmierci jest najpiękniejszą chwilą w jej życiu...



Cześć :)
OwlShadow ma małe problemy z internetem, dlatego poprosiła mnie żebym wstawiła to wyjątkowo za nią.
Czytasz=komentujesz :)
Florence (historia-hermiony-riddle)

środa, 11 września 2013

Rozdział 6

Witajcie kochani! Ponad miesiąc mnie tu nie było... I oto w glorii i chwale powracam z nowym rozdziałem. Notkę dedykuję Bazi, która zawsze wierzy w moje możliwości, jeśli chodzi o tempo dodawania notek: widzisz jak mówię, że wstawię rozdział jak najszybciej od jego napisania to tak robię. ;P Dziękuję Florence: która przynosi mi zawsze kolejną porcję przecinków do zjedzenia. =D Oraz Salvio Hexia za motywowanie mnie komentarzami, jesteś wspaniała! ;* Już nie przeszkadzam!
Buziaki ;***********
OwlShadow
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kocham tę piosenkę (choć właściwie takiej muzyki nie słucham) i myślę, 
że cytat na dole pasuje do tego rozdziału. ;D


,,Feeling my way through the darkness 
Guided by a beating heart"

-Można wiedzieć gdzie się szlajałaś?- zbulwersował się Arthur.
-Sam oskarżałeś mnie o brak życia towarzyskiego, więc wyruszyłam na małą wycieczkę integracyjną.- odparła Cat.
-To z kim się tym razem ,,zintegrowałaś”?- zadrwił.
-Moja słodka tajemnica.- odpowiedziała i puściła mu perskie oko.
-Gdyby nie to, że jesteś taka dobra z oklumencji, już dawno bym to z ciebie wyciągnął.
-Gdy ja szlifowałam moje umiejętności, ty leżałeś cały czas na kanapie powtarzając średnio co 3 minuty, że ci się nudzi.- rzekła pogardliwie.
-Kujonica!
-Ignorant!
-Wredna małpa!
-Arogancki idiota!
-Nudna sztywniara!
-Ekchem…
-Impertynencki głupek!
-Introwertyczka!
-Ekchem, ekchem…
-Leniwy nieuk!
-Przemądrzała nudziara!
-Frajer!
-Głupia torba!
-Ciota!
Rzucanie w siebie wyzwiskami przerwała Louie, której odchrząkiwania zaczęły  już przypominać atak astmy u osiemdziesięcioletniej staruszki. Za to Blaise i Draco mieli z tego niezły ubaw.
-Z czego się śmiejecie?!- krzyknęli Arthur i Cat jednocześnie.
-Z was.- wydusili z trudem Diabeł i Smok.
-To wcale nie jest śmieszne!- wrzasnęli znów w tym samym momencie, co wywołało kolejne salwy zaraźliwego chichotu. Nawet Cat lekko, prawie niezauważalnie drgnął prawy kącik ust. Mimo to krzyczała dalej:
-Arthur, zamknij się wreszcie!
-Nie rozkazuj mi, nie jesteś moją niańką!
-Ale jestem o 13 minut starsza!- wyciągnęła podstawowy argument w ich każdej kłótni.
Chłopak już chciał odpyskować, ale w tym momencie pociągiem mocno szarpnęło. Catherine oczywiście nie miała się czego złapać, więc wylądowała w ramionach pewnego, bosko przystojnego, blondyna. Spojrzała w jego piękne, stalowoszare oczy i uśmiechnęła się zalotnie.
-Wszystko w porządku?- zapytał Draco  z troską w głosie.
-W jak najlepszym.- odpowiedziała, a jej brat bliźniak patrzył podejrzliwie to na nią, to na Smoka.
Dopiero teraz zauważyli, że niektórzy uczniowie wyszli już na stację w Hogsmeade i starali się uporać ze swoimi kuframi, klatkami dla zwierząt i wszystkim innym co zabrali ze sobą do Hogwartu.  Wyładowali również swoje bagaże i poszli poszukać jakiegoś wolnego powozu zaprzęgniętego  w niewidzialne testrale.

***
W Wielkiej Sali panowało poruszenie i zamieszanie. Nie była to bowiem zwykła Ceremonia Przydziału, gdyż do Hogwartu zawitała para nowych, starszych uczniów. Razem z pierwszorocznymi podeszli do podwyższenia, na którym stołek ze starą, zniszczoną Tiarą Przydziału. Jaką pieśń zaśpiewa dziś? O czym opowie? Co pochwali, a co zgani? Co poradzi? Przed czym ostrzeże?
Tiara zaintonowała pełnym, mocnym głosem:
Przed ponad tysiącem lat
Czwórka przyjaciół Hogwart założyła
I choć czasu to szmat
Żadna siła szkoły tej nie zburzyła.

Choć założyciele zgodni byli,
To czasem się kłócili.
Była sprawa, która spokoju im nie dawała,
A sprzeczka, awanturą się stała.

Przyjaciele odpowiedzieć na pytanie się starają:
Czy wszystkich o magicznych zdolnościach uczyć mają?
I tak cztery domy powstały:

Gryffindor mężnych i sprawiedliwych do siebie przyjmuje.
Ravenclaw mądrymi i inteligentnymi się  opiekuje.
Hufflepuff pracowitych i uczciwych ceni.
Slytherin tylko przebiegłych o czystej krwi uczyć chce i nic tego nie zmieni.

Spory i waśnie między domami trwają,
Latami, dekadami, wiekami i końca nie mają.
Widziałam ich tyle…
Może warto zaprzestać tych wojen?
Czy się mylę?

Po drugiej stronie barykady też stoją ludzie.
Starają się przeżyć w bólu i trudzie.
Czy to co ojcowie zaczęli mogą dzieci skończyć?
Czy mogą wszystkie domy znów w jedno połączyć?

Gdy zakończyła uczniowie zaczęli się zastanawiać, czy to co mówiła Tiara o wojnach, bólu i trudzie nie dotyczyło przede wszystkim tego, co dzieje się poza murami tej szkoły. Nawet, gdy profesor Mcgonagall wyczytywała nazwiska pierwszorocznych siedzieli zamyśleni, a wiwaty nie były tak głośne jak w poprzednich latach. Większość ocknęła się dopiero, kiedy Dumbledore wstał. Nie po to, aby rozpocząć ucztę, lecz, by wygłosić krótką przemowę dotyczącą nowo przybyłych.
-Moi drodzy, pierwszy raz od wielu lat mamy zaszczyt przyjąć do naszej szkoły nowych, nieco starszych uczniów. Wcześniej uczyli się prywatnie. Powitajcie ich ciepło w Hogwarcie!- rzekł i posłał w stronę Minerwy uśmiech mówiący: ,,Kontynuuj.”, po czym usiadł na swym stałym miejscu.
-Zapraszam Catherine Elisabeth… Riddle.
Cała Wielka Sala zamilkła. Patrzyli to na kobietę, to na Cat z niedowierzaniem. Dziewczyna uniosła wysoko podbródek i dumnie podeszła do stołka. Usiadła i nałożyła delikatnie Tiarę na głowę. Przymknęła oczy, gdy usłyszała w swym umyśle głos:
-Och… Witam Cię, moja droga. Długo na ciebie czekałam. Pamiętam dobrze pierwsze spotkanie z twoim ojcem. Wielki czarodziej, jedenastoletni, a jednak wielki. Pomyślmy… Chciałabym cię bliżej poznać, pozwolisz?- nie czekając na odpowiedź sięgnęła w głąb jej umysłu. Po chwili powiedziała:
-No cóż… Inteligencja Roveny, odwaga Godryka,  pracowitość Heleny i przebiegłość Salazara. I co ja mam z tobą począć?
-Tylko nie Gryffindor, Tylko nie Gryffindor…- powtarzała jak mantrę.
-Zabawne…- rzekła Tiara.
-Co jest takie zabawne?!-warknęła Cat.
-To, że pięć lat temu pewna osoba powtarzała słowo w słowo to samo. No, może z jednym wyjątkiem. On zamiast trafić do Gryfonów, bał się zostać Ślizgonem.
-Kto?
-Pomyśl, już go poznałaś… I nie czujesz nienawiści, choć byś chciała, prawda?
-Harry…
-Zgadza się.
-Ale dlaczego?
-Z wielu powodów… Ale nie o tym dziś. Jeśli będzie chciał, sam ci kiedyś powie. A więc: wyjaśnij mi dlaczego tak bardzo nie chcesz iść do Gryffindoru?
-Jak na ponad tysiącletnią czapkę zadajesz dość głupie pytania. To chyba logiczne: ojciec by mnie zlinczował, ukamienował, ukrzyżował, zaszlachtował, poćwiartował, a na koniec polał kwasem…
-Dobrze, dobrze, zrozumiałam! Ale na pewno nie?
-Nie z tym nazwiskiem i charakterem…
-A więc GRY…
-TIARO!- krzyknęła w myślach (taką przynajmniej miała nadzieję).
-Żartowałam.- zachichotała.
-SLYTHERIN!- wrzasnęła, a Cat wreszcie odetchnęła z ulgą.
 -Mimo, że przydzieliłam  cię do  Slytherinu, to  pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć i prosić o radę lub pomoc. Potraktuj mnie po prostu jako swoją nową przyjaciółkę. Do zobaczenia.- powiedziała i zamilkła, a wtedy Catherine Riddle zdjęła ją z głowy, zeszła ze stołka i ruszyła w stronę stołu Ślizgonów.  Do swoich nowych przyjaciół.
***
Draco:
O kurwa. Może to nie TA Riddle, może to pomyłka?! Myślał gorączkowo, choć doskonale wiedział, że to nieprawda. Bogu dzięki, że jej jeszcze nie podpadłem… Chyba. No przecież się nie obraziła za tą umiarkowaną dawkę drwiny…  Miejmy  nadzieję. A co jeśli jednak się obraziła? Wtedy, Draco… Masz przejebane.

Harry:
O kurwa. Przecież to niemożliwe… Może to pomyłka?! W głębi serca jednak zdawał sobie z tego sprawę, że to nie może być nieporozumienie. No i co teraz?! Nagle przemknęła mu przez głowę pewna myśl:
JA SIĘ CAŁOWAŁEM Z CÓRKĄ LORDA VOLDEMORTA!

Blaise:
O kurwa. Ale będą jaja.

***

Ogólne milczenie przy stole przerwał Diabeł.
-Tak mi się przypomniało… Jak widzisz Pansy ma oczy na miejscu, w oczodołach, a nie na podeszwach Riddle. Nie widzę też innych urazów fizycznych, więc poproszę moje 20 galeonów.
-Wiesz, jakoś na razie nie mam czasu ani ochoty myśleć o takich rzeczach. Ty lepiej kombinuj jakby jej tu nie podpaść…
-Daj spokój Smoku, ona nie jest taka zła.
-To pomyśl o jej tatusiu. W ogóle, to strasznie długo tam siedzi, będzie z piętnaście minut…
-SLYTHERIN!- obwieściła wszystkim Tiara, co uciszyło wszelkie rozmowy.
-Arthur Tom Riddle.- odczytała Mcgonagall, a chłopak energicznym krokiem podszedł do stołka. Gdy tylko dotknął Tiary, ona zawołała:
-SLYTHERIN!
Wszyscy wpatrywali się w niego ze zdziwieniem. Jeszcze nigdy nic takiego się nie zdarzyło. To było wręcz niemożliwe, gdyż Tiara nawet nie miała jak zajrzeć do jego umysłu.
Chyba,  że Arthur był żywą kopią swego przodka-  Salazara Slytherina…

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 5

Dam dara dam: i oto jest- nowa notka. Myślę, że zawartości się nie spodziewaliście (nie dotyczy Flo i B.) przepraszam miała być wczoraj, ale moja kochana rodzicielka zaproponowała zakupy i stwierdziłam, że zakupami nie pogardzę. Przepraszam was, ale to było silniejsze ode mnie =(  
Nie przeszkadzam już:
Enjoy and comment!!!
OwlShadow;*
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ruszyła szybko w stronę przedziału Gryfonów. Chciała się po prostu pożegnać, bo wiedziała, że gdy dowiedzą się jak ma na nazwisko nie będą chcieli jej znać. Weszła już bez pukania i uśmiechnęła się szczerze.
-Przepraszam, czy to nie miało być 50 punktów?- zapytała przekornie.
-Przepraszam, czy ty miałaś być torturowana Cruciatusem?- odpowiedziała pytaniem na pytanie Hermiona odwzajemniając uśmiech.- A i mam pytanie.
-Zamieniam się w słuch.- powiedziała wesoło.
-Ty rzuciłaś tą klątwę?- Cat kiwnęła głową.- Skąd ją znasz? To czarna magia…
-Czarna, nie czarna, grunt, że się przydaje. A skąd ją znam? No cóż… tatuś. Powiedzmy, że miałam małą, prywatną lekcję. Takich korków z zaklęć to ja nigdy nie zapomnę…- uśmiechnęła się szerzej na samo wspomnienie.
***Wspomnienie***
Siedziała w fotelu przy kominku i czytała Historię Hogwartu. Książka okazała się być fascynująca i wciągająca, czego się nie spodziewała po grubym tomiszczu. Nagle usłyszała ciche pukanie do drzwi. ,,Żeby to było coś ważnego…” pomyślała zirytowana. Nienawidziła, gdy ktoś przeszkadzał jej w nauce, a tym bardziej w lekturze.
-Proszę!- odpowiedziała
-Witaj córeczko- zaczął Tom- Wiesz tak sobie pomyślałem, że chyba muszę z tobą porozmawiać…- zmieszał się.
-Tato…?
-P-posłuchaj…- zająknął się  i zamyślił.- Chodzi o to, że w Hogwarcie jest dużo chłopców…- wyrzucił na jednym wdechu.
-No tak… i co w związku z tym?- zapytała nadal nie rozumiejąc.
-No, że ty jesteś dziewczyną, a to są chłopcy i tego ten… no te… relacje damsko-męskie.- jąkał się Tom. Słuchając tej przemowy Cat robiła się coraz bardziej czerwona i coraz mocniej zgryzała wargi, aby nie wybuchnąć śmiechem. Jednak słysząc z ust swojego ojca określenie ,,relacje damsko-męskie”  nie wytrzymała. Zaczęła opętańczo chichotać, a po jej policzkach popłynęły łzy.
-Tato, czy ty… Czy ty próbujesz właśnie przeprowadzić ze mną rozmowę uświadamiającą?- zapytała rozbawiona.
-No… Tak jakby.
-Ja rozumiem, że byłam trochę odizolowana, ale na Merlina, tato! Ja mam 16 lat, wiem jak się robi dzieci!
-Eee…- rzekł mało inteligentnie Tom.- No skoro nie muszę ci już tego tłumaczyć…- Uśmiechnął się… nieśmiało.- Tak jak już wspominałaś masz 16 lat. Czytałem, że w tym wieku u kobiet rozwija się instynkt macierzyński… Salazarze, ja jeszcze nie chcę zostać dziadkiem!
-Tato, załapałam, mam się zabezpieczać, ale błagam, nie tłumacz mi sposobów antykoncepcji!
-No dobra, spokojnie… A swoją drogą skąd ty to wszystko wiesz?
-Ma się doświadczoną przyjaciółkę.- odpowiedziała szczerząc ząbki. Toma zatkało.
-Doświadczoną mówisz? Ja chyba powinienem poważnie porozmawiać z Bellatrix.
-Mierda[1]! Louie mnie zabije!
-Co to było to pierwsze?- zapytał podejrzliwie.
-Kurczę po hiszpańsku.- skłamała beż mrugnięcia okiem.- Nawet nie próbuj legilimencji.
-Okej, okej, czy ja coś mówię?
-Tato, ja nie mam 3 lat, wiem co to magia niewerbalna.
-A pomyśleć, że jakiś czas temu się na to nabierałaś. No nic. Przejdźmy do wątku głównego naszej rozmowy.
-Mam się bać?
-Nie skądże, chciałbym udzielić ci kilku rad…
-R-rad? Rozumiem próbę uświadomienia, sposoby antykoncepcji, ale błagam, tato oszczędź mi swoich rad! Słuchaj, zrobię co zechcesz, nawet spróbuję być miła dla Arthura…
-Chciałem nauczyć cię magicznej samoobrony… Przepraszam o jakich ty radach myślałaś?- Cat odetchnęła z ulgą słysząc te słowa.
-Jodo…[2] O takich, po których mój światopogląd i system wartości ległyby w gruzach.
-Jeszcze mnie Merlin nie opuścił, żebym dawał mojej własnej córce rady na temat seksu!
-I bardzo dobrze. No to dawaj te zaklęcia.- Podwinęła rękawy gotowa do pracy.
-No to może zaczniemy od Sectum Sempra?- zapytał, a Cat  spojrzała na niego z politowaniem.
-Serio? Z takim ojcem chrzestnym?
-Faktycznie o tym nie pomyślałem. Kiedy?
-Tak z 4 lata temu…- powiedziała po namyśle.
-Ja go chyba zabiję!  Dwunastolatkę uczyć takich zaklęć?!- zbulwersował się Tom.
-Tato, wrzuć na luz, teraz masz mniej roboty.
-Zupełnie jak Mal, wieczna optymistka.
-Ktoś w tym domu powinien patrzeć na wszystko z jaśniejszej strony.- uśmiechnęła się łobuzersko.- My tu gadu gadu… Poproszę następne zaklęcie.
-Widzę, że szkolenie u Severusa już zaliczyłaś, więc nie ma co, idziemy dalej. To może congelata sanguine[3]?
-Okej, nie słyszałam o tym, na czym polega?
-Odpowiednio rzucone powoduje, że krew w żyłach przeciwnika zamarza, co prowadzi do natychmiastowego zgonu. Jednak raczej nie chcemy, abyś mordowała uczniów, więc nauczę lżejszej wersji tej klątwy, która powoduje jedynie całodobową hibernację.
-Jak to mówią: w takich sytuacjach trzeba zachować zimną krew.- stwierdziła uśmiechając się przy tym.
-To nie jest śmieszne, skup się.- rzekł poważnie, lecz Cat dostrzegła jego lekko uniesiony kącik ust i iskierki w oczach. Po przećwiczeniu klątwy ( nie martwcie się, trenowała na poduszkach przetransmitowanych w szczury) przeszli do trudniejszych zaklęć. Gdy z nimi również się uporali Tom rzekł ostrożnie:
-Jest jeszcze jedno zaklęcie… Nie mów mamie, że cię go nauczyłem i nie używaj go zbyt często.
-Dobra, dobra, jakie to zaklęcie.-zapytała zaciekawiona Co jak co, ale zakazaną wiedzę chłonęła jak gąbka.
-Może ci się ono nie spodobać, gdyż jest… no cóż… dość specyficzne. Otóż jest to zaklęcie kastrujące. Działa jeden miesiąc i powoduje ogólny zanik męskości. Ogólny to znaczy: zmienia się głos, postura twarz i wygląd zewnętrzny. Psychika pozostaje nienaruszona.
-WooooooooooooooooooooW! Ale.Suuuper.- powiedziała zachwycona (mała sadystka).- Tato, błagam naucz mnie tego!
-Córunia tatunia. Ale mama nic o tym nie wie, jasne?- zapytał z dumą w głosie, a ona kiwnęła potakująco głową.- Formułka to Curtus Castratus. Różdżka skierowana jest na dolne partie ciała przeciwnika, wykonujesz okrężny ruch nadgarstkiem i pchnięcie.
-Tato… Mam małe pytanie. Na kim mam to przećwiczyć?
-Nawet o tym nie myśl! Absolutnie nie! Nie zgadzam się! Chcesz wykastrować własnego ojca?!
-Na pewno znasz jakieś przeciw zaklęcie! Poza tym to tylko miesiąc…
-Mowy nie ma! Myślę, że nie musisz tego ćwiczyć, jest bardzo  małe prawdopodobieństwo, że użyjesz tej klątwy.
-Okej.- odparła zrezygnowana. –Skończmy na dziś, jestem zmęczona, ty pewnie też. Dobranoc.
-Dobranoc.- rzekł wstając z fotela.- Córka sadystka…- mruknął na odchodnym.
-Słyszałam!- powiedziała i uśmiechnęła się pod nosem. Jednak coś z prawdy w tym stwierdzeniu było.
***Wspomnienie***
Opowiedziała im tą  historię, pomijając niektóre wątki i stwierdziła, że musi uciekać, bo pociąg zbliża się do Hogsmeade.
-Dlaczego akurat to zaklęcie?- zapytała Miona.
-A wybrałabyś na moim miejscu jakieś inne?
-Masz rację.- odrzekła.
-Miło było poznać, do zobaczenia na ceremonii przydziału!- powiedziała zamykając drzwi przedziału.






[1] Shit!- hiszp.
[2] Baaaardzo nie ładne słowo: Ja pierd*lę…-hiszp.   
[3] Dosłownie: zamrożona krew- łac.A

sobota, 29 czerwca 2013

Ogłoszenie parafialne!

Ogłaszam wszem i wobec, że mam napisaną połowę rozdziału, ale zastanawiam się czy może chcielibyście jakąś miniaturkę? Piszcie w komentarzach! Buziaki!
OwlShadow;***
PS Wyjeżdżam jutro, wracam 16.07 i wtedy dopiero wstawię notkę!

Obserwatorzy

Informacje


Nowy rozdział już nie długo!


Jakby ktoś chciał na priv to moje gg:
43084764
^.^


Szablon wykonała Avia Tinar z Zaczarowane Szablony.

O mnie

Moje zdjęcie
"Moje idee to gwiazdy, których nie potrafię ułożyć w konstelacje."