sobota, 30 listopada 2013

Hej ludzie!

Hej, jak pewnie zdążyłyście zauważyć, moja wesoła i radosna wena umarła śmiercią bolesną i powolną. Natomiast na zastępstwo ochoczo przyszła jej urocza siostrzyczka depresantka. Dobra, pomińmy resztę mojego ,,zajmującego" monologu na temat mego stanu psychicznego. Chciałam wam powiedzieć, że tak jakby zawieszam historię Catherine i Draco... Mówię tak jakby, bo naprawdę mam na myśli ,,małe przemeblowanie", jeśli rozumiecie o co mi chodzi. Postacie zostaną te same, lecz reszta ulegnie zmianie.  Na razie mam tylko pomysł, jeszcze nic nie napisałam, ale trzymajcie kciuki za mnie i za moją wenę!
Buziaki <3
OwlShadow
PS Jak chcecie to łapcie mojego tumblra:  http://owlshadow13.tumblr.com/ ! ;* 

czwartek, 31 października 2013

Maski

**Uwaga: nie dla osób o słabych nerwach!**


'Everybody lies'
dr House
       Kłamać, oszukiwać, manipulować, udawać...
To było to, co robić umiała i lubiła. Była w tym na prawdę dobra. W szkole pewna siebie, otwarta, temperamentna osoba z charakterem. Dla przyjaciół życzliwa, uśmiechnięta i wyrozumiała. W domu spokojna, kochająca córeczka zawsze posłuszna rodzicom. Wszystko świetnie się układało. Do czasu.
        Nikt nie wiedział, że Ginny cholernie bała się być sobą. To uczucie powoli ją wykańczało, niszczyło od środka. Chodziła poddenerwowana, zaczęły się słabe oceny oraz chamskie odzywki do przyjaciół i nauczycieli. Ci pierwsi próbowali ją zrozumieć, ci drudzy znienawidzili. Nic dziwnego, bo po prostu utrudniała im życie. Najgorsza jednak była reakcja jej rodziców, gdy McGonagall wezwała ich do siebie. Artur i Molly, zazwyczaj spokojni i pełni empatii, wrzeszczeli na nią przez bite dwie godziny, w kółko powtarzając, że 'jej się w główce popierdoliło'. Wykrzyczeli jej w twarz, że jest niewdzięczną córką i mają jej dosyć. Jednak cały czas, Ginny utrzymywała na twarzy maskę spokoju i przyglądała się beznamiętnie poczynaniom rodziców, jakby ta rozmowa wcale jej nie dotyczyła. Tylko przy jednym, wypowiedzianym przez matkę zdaniu, w jej pięknych, migdałowych oczach zalśniły łzy: 'Myślałam, że znam swoją córkę, okazało się, że chyba jednak nie...'. Ginny chciała krzyczeć i płakać, ale nie potrafiła. Zupełnie, jakby ta cholerna maska przyrosła jej do twarzy. Niestety, to nie był koniec. Rodzice zaplanowali dla niej coś specjalnego. Quidditch. Miała zakaz trenowania do końca roku. Zabrali jej to, do czego była bardzo przywiązana, coś, co pomagało jej przetrwać te wszystkie szare dni w Hogwarcie. Jednak największą i najbardziej bolesną karą było to, że przerwę świąteczną miała spędzić w szkole, z dala od rodziny, wśród ludzi, których nienawidziła. Powiedzieli, jej wprost, że nie chcą jej widzieć w Norze. To było jak przekręcenie noża, którego już wcześniej wbili w jej serce...
      Dopiero w swoim dormitorium na siódmym piętrze zdjęła maskę i zamknęła się w łazience. Ledwo widząc przez cieknące jej po twarzy łzy, podeszła do swojej kosmetyczki i zaczęła na ślepo w niej grzebać. Znalazła. To, co było jej w tej chwili najpotrzebniejsze - żyletka.
       Każdy miał jej dość, a najbardziej ona sama. Nie cierpiała siebie. Gdy nie mogła ze sobą wytrzymać, właśnie to robiła - cięła się. Najpierw powoli, niezbyt głęboko. Kiedy krew zaczynała krzepnąć, zdrapywała strupka i rozcinała rankę na nowo, wchodząc coraz głębiej. Nie chodziło o krew - nie podniecał jej ten widok. Dla niej ważny był ból. On pomagał zapomnieć. Tylko cierpienie fizyczne mógł złagodzić to psychiczne. Tej nocy jednak nie obchodziło jej, czy się wykrwawi na śmierć. Miała to głęboko w dupie. Właściwie to nawet tego chciała. Zniknąć. I nigdy się nie obudzić, a jeśli już, to z dala od wszystkich problemów i zmartwień. Gdzieś, gdzie nie będzie musiała zagłuszać jednego cierpienia drugim. Chciała po prostu odpocząć od życia, a na to jest tylko jeden sposób. Podwinęła więc rękaw szaty i zaczęła spędzać krew w dół, do przedramienia. Odnalazła odpowiednią żyłę - najdłuższą i najgrubszą. Mocniej ścisnęła w dłoni żyletkę - była gotowa.
        Usiadła w wannie i przyłożyła ostrze do swojego nadgarstka . Przymknęła oczy i wzięła głęboki wdech. Żyletka boleśnie przecięła skórę, ale wiedziała, że prawdziwy ból przed nią. Powoli przeciągnęła ostrzem w górę, wzdłuż przedramienia. Wielu samobójców nie wie, że, aby szybko się wykrwawić, należy przeciąć żyłę na całej długości, a nie tylko w jednym punkcie. Czuła ciepłą krew spływającą po ręce, ale nie przeszkadzało jej to. Wiedziała, że już niedługo koniec. Powoli zaczęła odpływać w niebyt z myślą, że moment śmierci jest najpiękniejszą chwilą w jej życiu...



Cześć :)
OwlShadow ma małe problemy z internetem, dlatego poprosiła mnie żebym wstawiła to wyjątkowo za nią.
Czytasz=komentujesz :)
Florence (historia-hermiony-riddle)

środa, 11 września 2013

Rozdział 6

Witajcie kochani! Ponad miesiąc mnie tu nie było... I oto w glorii i chwale powracam z nowym rozdziałem. Notkę dedykuję Bazi, która zawsze wierzy w moje możliwości, jeśli chodzi o tempo dodawania notek: widzisz jak mówię, że wstawię rozdział jak najszybciej od jego napisania to tak robię. ;P Dziękuję Florence: która przynosi mi zawsze kolejną porcję przecinków do zjedzenia. =D Oraz Salvio Hexia za motywowanie mnie komentarzami, jesteś wspaniała! ;* Już nie przeszkadzam!
Buziaki ;***********
OwlShadow
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kocham tę piosenkę (choć właściwie takiej muzyki nie słucham) i myślę, 
że cytat na dole pasuje do tego rozdziału. ;D


,,Feeling my way through the darkness 
Guided by a beating heart"

-Można wiedzieć gdzie się szlajałaś?- zbulwersował się Arthur.
-Sam oskarżałeś mnie o brak życia towarzyskiego, więc wyruszyłam na małą wycieczkę integracyjną.- odparła Cat.
-To z kim się tym razem ,,zintegrowałaś”?- zadrwił.
-Moja słodka tajemnica.- odpowiedziała i puściła mu perskie oko.
-Gdyby nie to, że jesteś taka dobra z oklumencji, już dawno bym to z ciebie wyciągnął.
-Gdy ja szlifowałam moje umiejętności, ty leżałeś cały czas na kanapie powtarzając średnio co 3 minuty, że ci się nudzi.- rzekła pogardliwie.
-Kujonica!
-Ignorant!
-Wredna małpa!
-Arogancki idiota!
-Nudna sztywniara!
-Ekchem…
-Impertynencki głupek!
-Introwertyczka!
-Ekchem, ekchem…
-Leniwy nieuk!
-Przemądrzała nudziara!
-Frajer!
-Głupia torba!
-Ciota!
Rzucanie w siebie wyzwiskami przerwała Louie, której odchrząkiwania zaczęły  już przypominać atak astmy u osiemdziesięcioletniej staruszki. Za to Blaise i Draco mieli z tego niezły ubaw.
-Z czego się śmiejecie?!- krzyknęli Arthur i Cat jednocześnie.
-Z was.- wydusili z trudem Diabeł i Smok.
-To wcale nie jest śmieszne!- wrzasnęli znów w tym samym momencie, co wywołało kolejne salwy zaraźliwego chichotu. Nawet Cat lekko, prawie niezauważalnie drgnął prawy kącik ust. Mimo to krzyczała dalej:
-Arthur, zamknij się wreszcie!
-Nie rozkazuj mi, nie jesteś moją niańką!
-Ale jestem o 13 minut starsza!- wyciągnęła podstawowy argument w ich każdej kłótni.
Chłopak już chciał odpyskować, ale w tym momencie pociągiem mocno szarpnęło. Catherine oczywiście nie miała się czego złapać, więc wylądowała w ramionach pewnego, bosko przystojnego, blondyna. Spojrzała w jego piękne, stalowoszare oczy i uśmiechnęła się zalotnie.
-Wszystko w porządku?- zapytał Draco  z troską w głosie.
-W jak najlepszym.- odpowiedziała, a jej brat bliźniak patrzył podejrzliwie to na nią, to na Smoka.
Dopiero teraz zauważyli, że niektórzy uczniowie wyszli już na stację w Hogsmeade i starali się uporać ze swoimi kuframi, klatkami dla zwierząt i wszystkim innym co zabrali ze sobą do Hogwartu.  Wyładowali również swoje bagaże i poszli poszukać jakiegoś wolnego powozu zaprzęgniętego  w niewidzialne testrale.

***
W Wielkiej Sali panowało poruszenie i zamieszanie. Nie była to bowiem zwykła Ceremonia Przydziału, gdyż do Hogwartu zawitała para nowych, starszych uczniów. Razem z pierwszorocznymi podeszli do podwyższenia, na którym stołek ze starą, zniszczoną Tiarą Przydziału. Jaką pieśń zaśpiewa dziś? O czym opowie? Co pochwali, a co zgani? Co poradzi? Przed czym ostrzeże?
Tiara zaintonowała pełnym, mocnym głosem:
Przed ponad tysiącem lat
Czwórka przyjaciół Hogwart założyła
I choć czasu to szmat
Żadna siła szkoły tej nie zburzyła.

Choć założyciele zgodni byli,
To czasem się kłócili.
Była sprawa, która spokoju im nie dawała,
A sprzeczka, awanturą się stała.

Przyjaciele odpowiedzieć na pytanie się starają:
Czy wszystkich o magicznych zdolnościach uczyć mają?
I tak cztery domy powstały:

Gryffindor mężnych i sprawiedliwych do siebie przyjmuje.
Ravenclaw mądrymi i inteligentnymi się  opiekuje.
Hufflepuff pracowitych i uczciwych ceni.
Slytherin tylko przebiegłych o czystej krwi uczyć chce i nic tego nie zmieni.

Spory i waśnie między domami trwają,
Latami, dekadami, wiekami i końca nie mają.
Widziałam ich tyle…
Może warto zaprzestać tych wojen?
Czy się mylę?

Po drugiej stronie barykady też stoją ludzie.
Starają się przeżyć w bólu i trudzie.
Czy to co ojcowie zaczęli mogą dzieci skończyć?
Czy mogą wszystkie domy znów w jedno połączyć?

Gdy zakończyła uczniowie zaczęli się zastanawiać, czy to co mówiła Tiara o wojnach, bólu i trudzie nie dotyczyło przede wszystkim tego, co dzieje się poza murami tej szkoły. Nawet, gdy profesor Mcgonagall wyczytywała nazwiska pierwszorocznych siedzieli zamyśleni, a wiwaty nie były tak głośne jak w poprzednich latach. Większość ocknęła się dopiero, kiedy Dumbledore wstał. Nie po to, aby rozpocząć ucztę, lecz, by wygłosić krótką przemowę dotyczącą nowo przybyłych.
-Moi drodzy, pierwszy raz od wielu lat mamy zaszczyt przyjąć do naszej szkoły nowych, nieco starszych uczniów. Wcześniej uczyli się prywatnie. Powitajcie ich ciepło w Hogwarcie!- rzekł i posłał w stronę Minerwy uśmiech mówiący: ,,Kontynuuj.”, po czym usiadł na swym stałym miejscu.
-Zapraszam Catherine Elisabeth… Riddle.
Cała Wielka Sala zamilkła. Patrzyli to na kobietę, to na Cat z niedowierzaniem. Dziewczyna uniosła wysoko podbródek i dumnie podeszła do stołka. Usiadła i nałożyła delikatnie Tiarę na głowę. Przymknęła oczy, gdy usłyszała w swym umyśle głos:
-Och… Witam Cię, moja droga. Długo na ciebie czekałam. Pamiętam dobrze pierwsze spotkanie z twoim ojcem. Wielki czarodziej, jedenastoletni, a jednak wielki. Pomyślmy… Chciałabym cię bliżej poznać, pozwolisz?- nie czekając na odpowiedź sięgnęła w głąb jej umysłu. Po chwili powiedziała:
-No cóż… Inteligencja Roveny, odwaga Godryka,  pracowitość Heleny i przebiegłość Salazara. I co ja mam z tobą począć?
-Tylko nie Gryffindor, Tylko nie Gryffindor…- powtarzała jak mantrę.
-Zabawne…- rzekła Tiara.
-Co jest takie zabawne?!-warknęła Cat.
-To, że pięć lat temu pewna osoba powtarzała słowo w słowo to samo. No, może z jednym wyjątkiem. On zamiast trafić do Gryfonów, bał się zostać Ślizgonem.
-Kto?
-Pomyśl, już go poznałaś… I nie czujesz nienawiści, choć byś chciała, prawda?
-Harry…
-Zgadza się.
-Ale dlaczego?
-Z wielu powodów… Ale nie o tym dziś. Jeśli będzie chciał, sam ci kiedyś powie. A więc: wyjaśnij mi dlaczego tak bardzo nie chcesz iść do Gryffindoru?
-Jak na ponad tysiącletnią czapkę zadajesz dość głupie pytania. To chyba logiczne: ojciec by mnie zlinczował, ukamienował, ukrzyżował, zaszlachtował, poćwiartował, a na koniec polał kwasem…
-Dobrze, dobrze, zrozumiałam! Ale na pewno nie?
-Nie z tym nazwiskiem i charakterem…
-A więc GRY…
-TIARO!- krzyknęła w myślach (taką przynajmniej miała nadzieję).
-Żartowałam.- zachichotała.
-SLYTHERIN!- wrzasnęła, a Cat wreszcie odetchnęła z ulgą.
 -Mimo, że przydzieliłam  cię do  Slytherinu, to  pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć i prosić o radę lub pomoc. Potraktuj mnie po prostu jako swoją nową przyjaciółkę. Do zobaczenia.- powiedziała i zamilkła, a wtedy Catherine Riddle zdjęła ją z głowy, zeszła ze stołka i ruszyła w stronę stołu Ślizgonów.  Do swoich nowych przyjaciół.
***
Draco:
O kurwa. Może to nie TA Riddle, może to pomyłka?! Myślał gorączkowo, choć doskonale wiedział, że to nieprawda. Bogu dzięki, że jej jeszcze nie podpadłem… Chyba. No przecież się nie obraziła za tą umiarkowaną dawkę drwiny…  Miejmy  nadzieję. A co jeśli jednak się obraziła? Wtedy, Draco… Masz przejebane.

Harry:
O kurwa. Przecież to niemożliwe… Może to pomyłka?! W głębi serca jednak zdawał sobie z tego sprawę, że to nie może być nieporozumienie. No i co teraz?! Nagle przemknęła mu przez głowę pewna myśl:
JA SIĘ CAŁOWAŁEM Z CÓRKĄ LORDA VOLDEMORTA!

Blaise:
O kurwa. Ale będą jaja.

***

Ogólne milczenie przy stole przerwał Diabeł.
-Tak mi się przypomniało… Jak widzisz Pansy ma oczy na miejscu, w oczodołach, a nie na podeszwach Riddle. Nie widzę też innych urazów fizycznych, więc poproszę moje 20 galeonów.
-Wiesz, jakoś na razie nie mam czasu ani ochoty myśleć o takich rzeczach. Ty lepiej kombinuj jakby jej tu nie podpaść…
-Daj spokój Smoku, ona nie jest taka zła.
-To pomyśl o jej tatusiu. W ogóle, to strasznie długo tam siedzi, będzie z piętnaście minut…
-SLYTHERIN!- obwieściła wszystkim Tiara, co uciszyło wszelkie rozmowy.
-Arthur Tom Riddle.- odczytała Mcgonagall, a chłopak energicznym krokiem podszedł do stołka. Gdy tylko dotknął Tiary, ona zawołała:
-SLYTHERIN!
Wszyscy wpatrywali się w niego ze zdziwieniem. Jeszcze nigdy nic takiego się nie zdarzyło. To było wręcz niemożliwe, gdyż Tiara nawet nie miała jak zajrzeć do jego umysłu.
Chyba,  że Arthur był żywą kopią swego przodka-  Salazara Slytherina…

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 5

Dam dara dam: i oto jest- nowa notka. Myślę, że zawartości się nie spodziewaliście (nie dotyczy Flo i B.) przepraszam miała być wczoraj, ale moja kochana rodzicielka zaproponowała zakupy i stwierdziłam, że zakupami nie pogardzę. Przepraszam was, ale to było silniejsze ode mnie =(  
Nie przeszkadzam już:
Enjoy and comment!!!
OwlShadow;*
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ruszyła szybko w stronę przedziału Gryfonów. Chciała się po prostu pożegnać, bo wiedziała, że gdy dowiedzą się jak ma na nazwisko nie będą chcieli jej znać. Weszła już bez pukania i uśmiechnęła się szczerze.
-Przepraszam, czy to nie miało być 50 punktów?- zapytała przekornie.
-Przepraszam, czy ty miałaś być torturowana Cruciatusem?- odpowiedziała pytaniem na pytanie Hermiona odwzajemniając uśmiech.- A i mam pytanie.
-Zamieniam się w słuch.- powiedziała wesoło.
-Ty rzuciłaś tą klątwę?- Cat kiwnęła głową.- Skąd ją znasz? To czarna magia…
-Czarna, nie czarna, grunt, że się przydaje. A skąd ją znam? No cóż… tatuś. Powiedzmy, że miałam małą, prywatną lekcję. Takich korków z zaklęć to ja nigdy nie zapomnę…- uśmiechnęła się szerzej na samo wspomnienie.
***Wspomnienie***
Siedziała w fotelu przy kominku i czytała Historię Hogwartu. Książka okazała się być fascynująca i wciągająca, czego się nie spodziewała po grubym tomiszczu. Nagle usłyszała ciche pukanie do drzwi. ,,Żeby to było coś ważnego…” pomyślała zirytowana. Nienawidziła, gdy ktoś przeszkadzał jej w nauce, a tym bardziej w lekturze.
-Proszę!- odpowiedziała
-Witaj córeczko- zaczął Tom- Wiesz tak sobie pomyślałem, że chyba muszę z tobą porozmawiać…- zmieszał się.
-Tato…?
-P-posłuchaj…- zająknął się  i zamyślił.- Chodzi o to, że w Hogwarcie jest dużo chłopców…- wyrzucił na jednym wdechu.
-No tak… i co w związku z tym?- zapytała nadal nie rozumiejąc.
-No, że ty jesteś dziewczyną, a to są chłopcy i tego ten… no te… relacje damsko-męskie.- jąkał się Tom. Słuchając tej przemowy Cat robiła się coraz bardziej czerwona i coraz mocniej zgryzała wargi, aby nie wybuchnąć śmiechem. Jednak słysząc z ust swojego ojca określenie ,,relacje damsko-męskie”  nie wytrzymała. Zaczęła opętańczo chichotać, a po jej policzkach popłynęły łzy.
-Tato, czy ty… Czy ty próbujesz właśnie przeprowadzić ze mną rozmowę uświadamiającą?- zapytała rozbawiona.
-No… Tak jakby.
-Ja rozumiem, że byłam trochę odizolowana, ale na Merlina, tato! Ja mam 16 lat, wiem jak się robi dzieci!
-Eee…- rzekł mało inteligentnie Tom.- No skoro nie muszę ci już tego tłumaczyć…- Uśmiechnął się… nieśmiało.- Tak jak już wspominałaś masz 16 lat. Czytałem, że w tym wieku u kobiet rozwija się instynkt macierzyński… Salazarze, ja jeszcze nie chcę zostać dziadkiem!
-Tato, załapałam, mam się zabezpieczać, ale błagam, nie tłumacz mi sposobów antykoncepcji!
-No dobra, spokojnie… A swoją drogą skąd ty to wszystko wiesz?
-Ma się doświadczoną przyjaciółkę.- odpowiedziała szczerząc ząbki. Toma zatkało.
-Doświadczoną mówisz? Ja chyba powinienem poważnie porozmawiać z Bellatrix.
-Mierda[1]! Louie mnie zabije!
-Co to było to pierwsze?- zapytał podejrzliwie.
-Kurczę po hiszpańsku.- skłamała beż mrugnięcia okiem.- Nawet nie próbuj legilimencji.
-Okej, okej, czy ja coś mówię?
-Tato, ja nie mam 3 lat, wiem co to magia niewerbalna.
-A pomyśleć, że jakiś czas temu się na to nabierałaś. No nic. Przejdźmy do wątku głównego naszej rozmowy.
-Mam się bać?
-Nie skądże, chciałbym udzielić ci kilku rad…
-R-rad? Rozumiem próbę uświadomienia, sposoby antykoncepcji, ale błagam, tato oszczędź mi swoich rad! Słuchaj, zrobię co zechcesz, nawet spróbuję być miła dla Arthura…
-Chciałem nauczyć cię magicznej samoobrony… Przepraszam o jakich ty radach myślałaś?- Cat odetchnęła z ulgą słysząc te słowa.
-Jodo…[2] O takich, po których mój światopogląd i system wartości ległyby w gruzach.
-Jeszcze mnie Merlin nie opuścił, żebym dawał mojej własnej córce rady na temat seksu!
-I bardzo dobrze. No to dawaj te zaklęcia.- Podwinęła rękawy gotowa do pracy.
-No to może zaczniemy od Sectum Sempra?- zapytał, a Cat  spojrzała na niego z politowaniem.
-Serio? Z takim ojcem chrzestnym?
-Faktycznie o tym nie pomyślałem. Kiedy?
-Tak z 4 lata temu…- powiedziała po namyśle.
-Ja go chyba zabiję!  Dwunastolatkę uczyć takich zaklęć?!- zbulwersował się Tom.
-Tato, wrzuć na luz, teraz masz mniej roboty.
-Zupełnie jak Mal, wieczna optymistka.
-Ktoś w tym domu powinien patrzeć na wszystko z jaśniejszej strony.- uśmiechnęła się łobuzersko.- My tu gadu gadu… Poproszę następne zaklęcie.
-Widzę, że szkolenie u Severusa już zaliczyłaś, więc nie ma co, idziemy dalej. To może congelata sanguine[3]?
-Okej, nie słyszałam o tym, na czym polega?
-Odpowiednio rzucone powoduje, że krew w żyłach przeciwnika zamarza, co prowadzi do natychmiastowego zgonu. Jednak raczej nie chcemy, abyś mordowała uczniów, więc nauczę lżejszej wersji tej klątwy, która powoduje jedynie całodobową hibernację.
-Jak to mówią: w takich sytuacjach trzeba zachować zimną krew.- stwierdziła uśmiechając się przy tym.
-To nie jest śmieszne, skup się.- rzekł poważnie, lecz Cat dostrzegła jego lekko uniesiony kącik ust i iskierki w oczach. Po przećwiczeniu klątwy ( nie martwcie się, trenowała na poduszkach przetransmitowanych w szczury) przeszli do trudniejszych zaklęć. Gdy z nimi również się uporali Tom rzekł ostrożnie:
-Jest jeszcze jedno zaklęcie… Nie mów mamie, że cię go nauczyłem i nie używaj go zbyt często.
-Dobra, dobra, jakie to zaklęcie.-zapytała zaciekawiona Co jak co, ale zakazaną wiedzę chłonęła jak gąbka.
-Może ci się ono nie spodobać, gdyż jest… no cóż… dość specyficzne. Otóż jest to zaklęcie kastrujące. Działa jeden miesiąc i powoduje ogólny zanik męskości. Ogólny to znaczy: zmienia się głos, postura twarz i wygląd zewnętrzny. Psychika pozostaje nienaruszona.
-WooooooooooooooooooooW! Ale.Suuuper.- powiedziała zachwycona (mała sadystka).- Tato, błagam naucz mnie tego!
-Córunia tatunia. Ale mama nic o tym nie wie, jasne?- zapytał z dumą w głosie, a ona kiwnęła potakująco głową.- Formułka to Curtus Castratus. Różdżka skierowana jest na dolne partie ciała przeciwnika, wykonujesz okrężny ruch nadgarstkiem i pchnięcie.
-Tato… Mam małe pytanie. Na kim mam to przećwiczyć?
-Nawet o tym nie myśl! Absolutnie nie! Nie zgadzam się! Chcesz wykastrować własnego ojca?!
-Na pewno znasz jakieś przeciw zaklęcie! Poza tym to tylko miesiąc…
-Mowy nie ma! Myślę, że nie musisz tego ćwiczyć, jest bardzo  małe prawdopodobieństwo, że użyjesz tej klątwy.
-Okej.- odparła zrezygnowana. –Skończmy na dziś, jestem zmęczona, ty pewnie też. Dobranoc.
-Dobranoc.- rzekł wstając z fotela.- Córka sadystka…- mruknął na odchodnym.
-Słyszałam!- powiedziała i uśmiechnęła się pod nosem. Jednak coś z prawdy w tym stwierdzeniu było.
***Wspomnienie***
Opowiedziała im tą  historię, pomijając niektóre wątki i stwierdziła, że musi uciekać, bo pociąg zbliża się do Hogsmeade.
-Dlaczego akurat to zaklęcie?- zapytała Miona.
-A wybrałabyś na moim miejscu jakieś inne?
-Masz rację.- odrzekła.
-Miło było poznać, do zobaczenia na ceremonii przydziału!- powiedziała zamykając drzwi przedziału.






[1] Shit!- hiszp.
[2] Baaaardzo nie ładne słowo: Ja pierd*lę…-hiszp.   
[3] Dosłownie: zamrożona krew- łac.A

sobota, 29 czerwca 2013

Ogłoszenie parafialne!

Ogłaszam wszem i wobec, że mam napisaną połowę rozdziału, ale zastanawiam się czy może chcielibyście jakąś miniaturkę? Piszcie w komentarzach! Buziaki!
OwlShadow;***
PS Wyjeżdżam jutro, wracam 16.07 i wtedy dopiero wstawię notkę!

piątek, 21 czerwca 2013

1000 wyświetleń pykło, a weny jak nie ma, tak nie ma...

MASAKRA. Krótko mówiąc. Mam totalnego doła we wszystkim. Już nawet czytać nie mam ochoty! Aż tak źle to ze mną jeszcze nie było. Po prostu nie mogę z siebie nic, ale to absolutnie nic wyrzucić. Muszę chwilę odpocząć i pomyśleć dam wam znać jak coś będzie. :(
Kocham was i baaaardzo przepraszam.
OwlShadow :(
PS Jak znacie jakiś sposób na reanimację weny to piszczcie! A i tak na uśmiech:

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 4

Kaboom tsss... Wstawiłam nową notkę i jak obiecałam jest i niespodzianka!
Primer Regalo es... 
Rozdział jest dłuższy niż zwykle;
Segundo Regalo es...
Żeby lepiej się wam czytało to powiem wam czego słuchałam, gdy to pisałam. Płytę Myslovitz - Miłość w czasach popkultury przemaglowałam kilka raz. Jednak najbardziej pomagały mi utwory Gdzieś, Miłość w czasach popkultury oraz Alexander. To ostatnie z tytułu pasuje, nie? 
Dobra już nie przeszkadzam,
Buziaki;*******
OwlShadow
PS I komentować mi tu,bo jak zobaczę, że ktoś nie czyta komentuje to znajdę i...  jeszcze nie wiem co mu zrobię, ale coś wymyślę! =D
                                                                            ~~~


-Tylko pamiętaj Harry Bronisz nas, nie atakujesz jasne?- zapytała Cat chcąc, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik.- Kiedy ja zacznę krzyczeć wchodzi Hermiona opieprza Alexa, odejmuje 50 punktów Slytherinowi, a potem wychodzimy. Miona, jako Prefekt Naczelna możesz odejmować punkty?
-Tak mogę, ale czy to się uda?
-Oczywiście, znam Alexa nie od dziś i jestem pewna co do jego reakcji- rzekła dziewczyna.
-Okej, więc chodźmy.- powiedział Harry.
***
Szli między przedziałami trzymając się za ręce, gdy byli niedaleko tego właściwego odezwała się dziewczyna.
-Gotowy?- Chłopak odpowiedział jej skinieniem głowy. Nie mówiąc już nic więcej podeszła bliżej, spojrzałam w oczy i zaczęła namiętnie całować. Wpadli do przedziału, w którym znajdowało się troje zdezorientowanych Ślizgonów. Całował naprawdę dobrze, nawet bardzo. Chciała więcej, dlatego nie przerywała pocałunku. ,,Boże Catherine, o czym ty myślisz?! To tylko POTTER!” skarciła się w myśli. ,,Ale za to cholernie przystojny Potter” dodał cichy, namolny głosik w jej umyśle. Poczuła, że ktoś szarpie ją za ramię. Mruknęła niezadowolona, aby pozbyć się tego kogoś. Natarczywe szturchanie nie ustępowało. Niechętnie oderwała się od Harry’ego.
-Przepraszam,  tutaj jest zaję…- powiedział totalnie zszokowany Alex.- Cat…?!
-Och, wybacz, myśleliśmy, że to wolny przedział. Prawda skarbie?- Mrugnęła zalotnie do bruneta w okularach.
-Oczywiście Kocico…
-Kocico?! Co tu się do jasnej Avady dzieje?! Chwila moment… Potter, Cat… Co?!- jąkał się chłopak.
-Łączy wątki… to może chwilę potrwać- powiedziała Cat do Harry’ego.
-Ja ci tego nie daruję Potter!- krzyknął i wyciągnął różdżkę.
-Już załapał o co chodzi, a teraz uważaj, bo w czarnej magii zawsze był dobry…
-Pewnie po tatusiu…- prychnął zielonooki.
W ich stronę poleciała pierwsza klątwa. Harry odbił ją sprawnie zaklęciem tarczy. Cały czas był spokojny i opanowany. ,,Ojciec ma godnego przeciwnika” pomyślała gorzko Cat. Z zamyślenia wyrwały ją słowa Alexa.
-Zeszmaciłaś się z tym plugawym mieszańcem! Stałaś się dziwką!- krzyczał. Tego nie wytrzymała. Wyciągnęła różdżkę i wrzasnęła:
-Curtus Castratus!
-Coś ty mi zrobiła?!- krzyknął piskliwie. Nagle jakby zmalał i zwiotczał. Twarz stała się pociągła, a kości policzkowe bardziej wydatne. Wyglądał jak panienka.
-To, na co zasłużyłeś… eunuchu – rzekła rozbawiona patrząc jak chłopak niepewnie zerka na dolne partie swojego ciała.
-Ty… Crucio!
Tego Cat nie przewidziała. Padła na ziemię porażona zaklęciem. Zaczęła przeraźliwie krzyczeć. Tak cholernie bolało… Niewyobrażalne cierpienie. Słowami nie dało się opisać siły zaklęcia Cruciatus. Była pod jego wpływem dopiero kilka sekund, a już wolała umrzeć niż przeżywać te katusze choć trochę dłużej. To jak się czują ludzie torturowani godzinami? Bała się o tym myśleć. Darła się jak opętana, ale i to nie mogło ulżyć jej cierpieniu. Nagle drzwi się otworzyły i do przedziału wbiegła Hermiona. Dziewczyna na początku nie mogła zrozumieć sceny odgrywającej się przed nią sceny.Cat leżała na podłodze krzycząc i wijąc się z bólu. Nad nią stał Alex Snape z wyciągniętą różdżką i chorą, mściwą satysfakcją w oczach. Harry jakby trafiony Drętwotą tkwił nieopodal nich. Skulona na fotelu Alice, siostra Alexa, łkała cicho obejmowana przez Parkinson. Jednak szybko się otrząsnęłą. Odepchnęła Alexa i tym samym zerwała kontakt. Cat wreszcie przestała krzyczeć, a ona podbiegła do nie szybko.
-Snape, co to miało być?!-  wycedziła pochylając się nad leżącą na podłodze dziewczyną.- Wiesz, że za to grozi Azkaban?!- prawie krzyczała. – Cat, czy chcesz zawiadomić któregoś z nauczycieli?- dodała łagodniej. Dziewczyna pokręciła przecząco głową.- Nie?  Ale przecież musi mieć jakąś nauczkę.- myślała na głos- No cóż, nie pozostaje mi nic innego jak to…- powiedział z przekąsem.- Alexandrze Snape, jako Prefekt Naczelna Hogwartu odejmuję twojemu Domowi 200 punktów za bójkę i używanie czarnej magii przeciwko innym uczniom w okresie roku szkolnego. Ciesz się, że tylko tyle. Po za tym przyjmij moje gratulacje, ustanowiłeś nowy rekord Hogwartu. Tyle punktów po dwóch godzinach w pociągu… No popatrz kto by pomyślał, że jesteś taki zdolny. Pobiłeś nawet Fred i Georga oraz legendarnych Huncwotów. Moje uznanie.
-Nie porównuj mnie z tymi ścierwami i zdrajcami krwi!- powiedział piskliwie.
-Oj, czyżby coś ci się stało, czy to wreszcie mutacja cię dopadła?- Dopiero teraz zauważyła, że jest jakiś dziwny. Jakby wątły i bardziej dziewczęcy. Tylko jedna klątwa tak działała, ale nie… To nie możliwe. Harry nie znał tego zaklęcia. Chyba, że… Musiała koniecznie porozmawiać z Cat.
-Zamknij się szlamo!
-Och, cóż za bogate słownictwo…- rzekła drwiąco.
***
-Cholera jasna, gdzie ona jest?!- rzekł zdenerwowany Arthur.
-Spokojnie, nie bulwersuj się tak…- odrzekła rozbawiona Louise.- Cat to duża dziewczynka, nic jej nie będzie.
-Ja wam mówię, że Parkinson nie wyjdzie z tego cało. – odpowiedział Draco i  pewnie zaserwowałby im swój firmowy, Malfoy’owski uśmieszek, gdyby nie wciąż boląca szczęka. Dlatego zamiast uśmiechu wyszedł mu grymas, na co Arthur zareagował pełnym samozadowolenia i satysfakcji wyrazem twarzy.
-Gnojek…
-Przepraszam, mówiłeś coś? Bo nie dosłyszałem.- rzekł perfidnie chłopak, co Malfoy skwitował jedynie wściekłym spojrzeniem. Tak, Draco Malfoy, chyba pierwszy raz w zyciu, ugryzł się w język i wolał nic nie mówić. Cóż za ironia losu, Wielki Pan Arystokrata, Książę    Slytherinu, największy drań w Hogwarcie, władca i pępek wszechświata, mistrz ciętej riposty, nie chciał, wróć bardzo chciał, ale… nie mógł pocisnąć jakiemuś chłoptasiowi! Chłoptasiowi, który ma bardzo ładną siostrę- dodał natrętny głosik w jego głowie. Skarcił się w duchu za tą myśl. Ale jak to mówią? Serce nie sługa… i parę innych narządów również.
***
-Cat, lepiej ci?- zapytała Miona z troską w głosie.
-Duelo, duelo. No tocame!- wychrypiała dziewczyna zwinięta w kłębek na podłodze. – Dejame![1]
-Cii… uspokój się… querida- gładziła ją opiekuńczo po głowie.- Querida, musisz być silna. I proszę zmień język, bo trudno mi cię zrozumieć.
-Fuerte? Si, claro. Fuerte, soy fuerte![2]- mówiła do siebie. Zamyśliła się nagle starając się sklecić jakieś sensowne zdanie języku innym niż hiszpański. – Ok., już się ogarnęłam.- odezwała się wreszcie wstając z podłogi. Odetchnęła głęboko. – A tak właściwie skąd ty znasz hiszpański? Querida?
-Nie znam, tylko to słowo utkwiło mi w pamięci- rzekła rumieniąc się lekko.
-To musisz mieć z nim ciekawe wspomnienia- poruszyła znacząco brwiami, na co dziewczyna zaśmiała się cicho.
-Wiesz, chyba będzie lepiej jak sobie stąd pójdziemy.- Przypomniały sobie, że wciąż sąw towarzystwie Ślizgonów.- Nie chciałybyśmy przeszkadzać… Była już przy drzwiach przedziału, gdy usłyszała:
-Jeszcze tego pożałujesz dziwko! Możesz być pewna, że twój ojciec się  o wszystkim dowie!- wygrażał jej Alex. Zatrzymała się w pół kroku, popatrzyła na niego przez ramię i odpowiedziała wyniośle:
-Wiem. I jestem również pewna, że będzie ze mnie dumny.- Uśmiechnęła się szyderczo.- A na przyszłość kochanie, ze mną się  nie zadziera.- puściła mu perskie oko i wyszła na korytarz kręcąc biodrami.


[1] Boli, boli. Nie dotykaj mnie! Zostaw  mnie!
[2] Silna? Ok., jasne. Silna, jestem silna!

sobota, 8 czerwca 2013

Przeprosiny ;)

Kochane!
Możecie mnie zlinczować, zaszlachtować, oskalpować i nie wiadomo co jeszcze zrobić. Rozdział mam już napisany ręcznie, ale tworzyłam go prawie 2 tygodnie (Weno! Jak cię spotkam to potraktuję cię Avadą jak nic!), niestety jestem tak leniwa, że nie chcę mi się zebrać i go przepisać do Worda! Uroczyście przysięgam, że w poniedziałek to zrobię i nawet postaram się o niespodziankę... bo jestem chora i do szkoły do środy nie chodzę! Buaahhahahha =D
W pełni skruchy z przeprosinowymi buziakami ;***************
OwlShadow

sobota, 25 maja 2013

Rozdział 3




-Który to przedział?!
-Yyy... Czwarty od końca… Ale co ty chcesz zrobić?- zapytał nerwowo Arthur wiedząc, że kiedy Cat jest wkurzona to nikt nie może czuć się pewnie.
-On już się przekona co!- odpowiedziała i wybiegła na korytarz.
Przez kilkanaście sekund stali nieruchomo próbując dojść do siebie po występie dziewczyny. Pierwsza odezwała się Louise.
-Nie wiem o kogo powinnam się bardziej martwić o Alexa, czy o Parkinson…
-Ja obstawiam, że pierwsze co zrobi to wydrapie Pansy oczy.- powiedział pewnym siebie głosem Draco. -Mogę się założyć nawet o dziesięć galeonów … Wszystkie moje fanki tak by zrobiły.
-A mnie coś się wydaje, że Cat nie należy tych twoich WSZYSTKICH. Od razu widać, że dziewczyna ma klasę. Stawiam dwadzieścia galeonów, że stać ją na więcej niż bójka z Parkinson.- rzekł Blaise.
-Moim zdaniem ona nie różni się niczym od moich poprzednich dziewczyn…- odrzekł opryskliwie nie zauważając zbliżającej się do jego twarzy pięści.
***
Ona już mu pokaże! Obściskiwać się z jakąś laską w pierwszy dzień szkoły?! I to w tak dla niej ważny dzień, gdy powinien jej towarzyszyć, nawet jako przyjaciel? Po nim by się tego nie spodziewała!- myślała gorączkowo idąc korytarzem w pociągu.
-Taką mu awanturę zrobię, że…- mówiła do siebie- Nie, zaraz, stop!- powiedziała i zatrzymała się.- Nie będę się zachowywała jak pierwsza lepsza nastolatka z burzą hormonów! Mowy nie ma! Tylko jakby ich tu podejść?- zastanawiała się na głos nie przejmując się dziwnymi spojrzeniami innych uczniów. I wtedy wpadła na istnie szatański pomysł. Oczy jej rozbłysły, a wargi wykrzywiły się w sadystycznym uśmiechu, który spowodował, że parę osób cofnęło się trochę lub schowało do przedziałów. Każdy wiedział, że ta mina nie wróży nic dobrego…
***
-Pojebało cię?!- wykrzyknął wstrząśnięty Draco masując obolałą szczękę.
-NIKT nie będzie obrażał mojej Cat, a już na pewno nie w mojej obecności! Za kogo ty się uważasz pieprzony arogancie?!- wrzeszczał na niego Arthur.
-Koniec. Wystarczy.- Pomiędzy nimi stanął Blaise.
-Tak, Diabełek ma rację- wtrąciła Louise.- No, Draco popisałeś się, nie ma co. Piękny początek znajomości.- była po części zmieszana i rozbawiona.

-On zaczął…- powiedział Malfoy, ale natychmiast przerwał mu Arthur.
-Wcale nie! To ty zacząłeś obrażać moją siostrę! Idiota…- prychnął.
-Ty…!- krzyknął Draco, ale zagłuszyła go Louise.
-Macie w tej chwili przestać! Zamknijcie się wreszcie! Ile wy macie lat?! 16 czy 6, bo czasem mam wątpliwości! Kłócicie się jak dzieci w piaskownicy!- sztorcowała ich ostro- Jeszcze raz usłyszę, że się na siebie drzecie jak stare prześcieradła, to pozabijam!
A teraz podać sobie ręce na zgodę! -powiedziała i widząc ich… niechętne?( Nie to byłby eufemizm i to całkiem spory, dobrze niech będą niechętne miny) dodała szybko- No już, bo będziecie mieli ze mną piekło do końca roku…
Chłopcy natychmiast podali sobie dłonie. Oboje nie chcieli podpaść Louie, bo w końcu nie na darmo nosiła nazwisko swojej matki.
-No i od razu lepiej- rzekła uradowana, chociaż atmosfera była tak gęsta, że można by ją kroić nożem. Usiadła na swoim miejscu z uśmiechem. Blaise spojrzał na nią z mieszanką strachu i podziwu. Wiedział do czego ta dziewczyna była zdolna. Powinna nosić transparent z napisem: ,,Mężczyzno, niech cię nie zmylą moje urocze loczki i duże, mokre oczy, bo jak się wkurzę, to wyłazi ze mnie szatan wcielony!” Jak by nie patrzeć w takich momentach Diabeł miał bratnią duszę…

Zapukała do jednego z przedziałów, a gdy usłyszała ,,Proszę!” weszła. W środku siedziały cztery osoby: dwóch chłopaków i dwie dziewczyny. Spojrzała na ich krawaty. Gryfoni. Idealnie.
-Przepraszam, mogę się dosiąść? -zapytała grzecznie.
-Jasne, siadaj- odezwał się przystojny brunet w okularach, miał piękne zielone oczy.
-Dzięki, prawie wszystkie przedziały są już zajęte. Jestem Cat.- powiedziała i uśmiechnęła się promiennie.
- Z którego jesteś domu? Nigdy wcześniej cię nie widziałem, a chyba jesteś w naszym wieku, no nie?- zapytał prosto z mostu rudy chłopak, siedzący obok ładnej szatynki o czekoladowych oczach.
-Mam 16 lat i faktycznie nie mogłeś mnie wcześniej widzieć, bo jestem nowa- rzekła wciąż się uśmiechając.
- Gdzie się wcześniej uczyłaś?- zapytała dziewczyna o równie płomiennych włosach co chłopak naprzeciwko niej. ,,To chyba rodzeństwo” pomyślała Cat.
-W domu, a przyjechałam tu, bo tatuś uznał, że powinnam się zintegrować ze społeczeństwem czarodziejów. A może powiecie mi coś osobie, bo czuję się jak na przesłuchaniu?
- Ale jaja ona nic nie wie!- wykrzyknął zdziwiony Rudzielec.
- Zamknij się Ron.- powiedział brunet- Jestem Harry Potter.
-¡Mierda, mierda, mierda![1]- wykrzyknęła wstrząśnięta.
-Co?!- zapytała cała czwórka zdezorientowana.
- To po hiszpańsku- odparła zmieszana. Wiedziała jakie zaraz padnie pytanie i nie pomyliła się.
-Co to znaczyło?- spytała szatynka unosząc brew.
-Spokojnie nie przeklęłam was… Tylko jak się denerwuję to klnę po hiszpańsku- odpowiedziała czerwieniąc się.- Bogu dzięki, że rodzice nie ogarniają nic w tym języku…
-Rodzinka trzyma rygor?- zapytał Harry.
-Nie jest tak źle, rodzice bardzo mnie kochają i uważają, że to nie robi dobrego wrażenia jak dziewczyna jest wulgarna.
- I mają rację- powiedział brunet, a Ron mu przytaknął.
- Żebyście wiedzieli z kim wy się zgadzacie…- rzekła i uśmiechnęła się pod nosem.
-Słucham?- zapytała Ruda.
-Nic, nic...
-Jestem Ron Weasley, a to moja dziewczyna Hermiona Granger.
-A ja jestem siostrą Rona, Ginny.
-¡Días mío! ¡Potter y sus amigos! ¡Mí padre matáme![2]-mówiła do siebie po hiszpańsku.
-Wyłapałem moje nazwisko, o co chodzi?-rzekł zainteresowany?
- Chciałam was o coś zapytać… Jako przykładni Gryfoni zapewne kochacie Ślizgonów i jesteście z nimi w jak najlepszych relacjach…- Uśmiechnęła się szelmowsko widząc ich sceptyczne miny.-Mam propozycję, korzyść będzie obopólna. Chciałabym dopiec pewnemu Ślizgonowi-powiedziała z wrednym uśmieszkiem.

[1] hiszp. Shit, shit, shit!
[2] hiszp. O mój Boże, Potter i jego przyjaciele! Ojciec mnie zabije!

                                                                               ~~~
No hej, tak się cieszę, że udało mi się to wstawić (szlaban na komputer = D) i jestem bardzo ZŁA na moją KOCHANĄ Betę, która koncertowo się opiernicza, więc rozdział niezabetowny. Enjoy and Coment!
Buziaki OwlShadow ;*
JUŻ ZABETOWANY I TERAZ ZWRACAM SIĘ DO FLORENCE: Kochanie, Drętwota to stanowczo za mało!


[1] hiszp. Shit, shit, shit!
[2] hiszp. O mój Boże, Potter i  jego przyjaciele! Ojciec mnie zabije!

piątek, 17 maja 2013

Rozdział 2

Stała w drzwiach przedziału z szeroko otwartymi oczami. Wszędzie latała zawartość czyjegoś kufra. Ale nie to wzbudziło w niej taką reakcję. Na podłodze leżał blondwłosy chłopak, który walczył zaciekle z czymś białym, co bardzo przypominało jej…
- Nala!!! Zostaw ją ty… ty…- krzyczała na blondyna. – Moja mała, biedna, niewinna kotka! Louise, pomóż mi, a nie tak stoisz!- krzyknęła do swojej przyjaciółki, która zwijała się ze śmiechu. Gdy już rozdzieliły walczących uważniej przyjrzała się chłopakowi. Był wysoki, szczupły, ale nie chudy, miał chłodne, stalowe oczy i arystokratyczne rysy twarzy, aktualnie oszpecone przez ślady pazurów. Musiała przyznać, że był przystojny, cholernie przystojny.
- Chłoszczyć! – powiedziała i machnęła różdżką, by doprowadzić przedział do porządku.
- Jak rozumiem ten przeklęty kocur należy do ciebie. – Powiedział szorstko i w tym momencie jego czar prysł. Nikt nie będzie obrażał kota Catherine Elizabeth Riddle! A już na pewno nie jakiś arogancki, impertynencki, agresywny i rozkapryszony idiota!
- Po pierwsze: nie kocur, tylko kotka półgłówku, po drugie: tak, Nala należy do mnie- odpowiedziała wyniośle Cat.
- Tylko nie półgłówku!
- Nie? A co ty mi możesz zrobić?!
- Ty chyba nie wiesz kim ja jestem! Nazywam się Draco, Draco Malfoy, syn jednego z najpotężniejszych Śmierciożerców! – Krzyczał, a ona zaśmiała się tylko, obróciła w stronę okna i zaczęła spokojnie głaskać Nalę.
***
-Ochłonąłeś już?- zapytał czarnoskóry chłopak – Jak tak to może grzecznie się sobie przedstawimy.
- Od kiedy to ty taki ugodowy jesteś, Zabini?- warknął Draco- Przyznaj się, że po prostu na nią lecisz.- tu wskazał podbródkiem Catherine.
-Zamknij się. – odpowiedział, poczym kontynuował milszym tonem – To ja zacznę. Nazywam się Blaise Zabini, jestem Ślizgonem, mam 16 lat, jestem jedynakiem, a moja matka jest Śmierciożercą.
- Mnie chyba wszyscy znają, nazywam się Louise Lestrange, mam 16 lat, Ślizgonka, jedynaczka, moja mama Bellatriks oraz mój tata Rudolf są Śmierciożercami. Jestem najlepszą przyjaciółką Cat.
- To ona ma przyjaciółki?- prychnął rozbawiony Malfoy i uśmiechnął się złośliwie.
- Tak ma.- wtrąciła sama zainteresowana- Moja kolej. Nazywam się Catherine, również mam 16 lat oraz brata bliźniaka Arthura, który niedługo powinien do nas dołączyć.
- A nazwisko? Czy nie posiadasz?- zapytał złośliwie Draco.
-Posiada, posiada…- mruknęła Louise.
-Więc?- spytał niecierpliwie blondyn.
- Dowiecie się tak jak wszyscy, na Uczcie Powitalnej.- odpowiedziała Cat.
- To taki wielki sekret?
- Mhmm…
Draco popatrzył na nią z zainteresowaniem. Była ładna, bardzo ładna. Powiedziałby nawet, że piękna, ale tylko wtedy, kiedy się nie odzywała. Szkoda, że nie należała do milczących. Wygadana, zadziorna, wyniosła i chłodna, ale temperamentna. Jak nic trafi do Slytherinu. Kiedy się poruszyła w jej kasztanowych włosach zamigotały różne odcienie brązu i rudego. Była wysoka, szczupła, co wcale nie znaczyło, że nie miała czym oddychać, posiadała długie, zgrabne nogi, które doskonale wyeksponowała zakładając te zielone, obcisłe spodnie…
-Długo jeszcze będziesz się gapił na moje nogi z tępym wyrazem zachwytu na twarzy?- rzekła rozbawiona i na brodę Merlina! Uśmiechnęła się do niego. Była przepiękna. Jej cera była nieskazitelna, nie za blada, nie zbyt opalona, ale idealna. Miała też urocze dołeczki w policzkach, a w jej oczach tańczyły wesołe ogniki.
- Wcale się nie gapię na twoje nogi tylko na buty. Wydają mi się znajome, gdzie je kupiłaś?- zapytał z udawanym zaciekawieniem. – Cat podniosła sceptycznie brew.
- Raczej mało prawdopodobne byś je kojarzył, bo kupiłam je u mugolskiego projektanta -Manola. A od kiedy, jeśli mogę wiedzieć, pałasz miłością do butów?
- Może nie od razu miłością, po prostu lubię dobrze wyglądać, co również odnosi się do obuwia. – Powiedział Draco.
-Damskiego?- zapytała, a na jej twarzy znowu zagościł uśmiech.
- Nie, preferuję męskie, ale lubię też kiedy moja kobieta wygląda równie dobrze co ja.- Odwzajemnił uśmiech. Zaparło jej dech w piersiach. Czy on musiał być jednocześnie tak wkurzający i tak pociągający?
-No ptaszyny, radzę przestać ze sobą flirtować, bo nadchodzi twój kochany i bardzo zazdrosny braciszek. Pamiętasz co się stało z ostatnim chłopakiem, który próbował cię poderwać?- powiedziała Louise, a Cat, uwaga, spłonęła rumieńcem. Musiał koniecznie się dowiedzieć co zaszło.
- My wcale nie…- powiedzieli jednocześnie, ale drzwi właśnie się otworzyły i do przedziału weszła kopia Catherine, tylko w wersji męskiej i z szaro-niebieskimi oczami.
- Gdzie się podziewałeś?- zapytała go bliźniaczka.
- Też cię kocham siostrzyczko. – odpowiedział- byłem w innym przedziale z Alexem i Alicią. Musiałem stamtąd wyjść, bo jakaś Ślizgonka zaczęła się do niego kleić… Bleee.
- Do Alexa?!
- Spokojnie, to pewnie tylko Parkinson…- powiedział Draco.
-Nie obchodzi mnie to! Arthur, który to przedział?!

~~~
Cześć udało mi się wstawić kolejny rozdział, co nie jest łatwe gdy ma się szlaban na komputer do końca maja  pod surowym okiem rodziców ;) Dziękuję Flo mojej kochanej Becie, dzięki której nareszcie jestem w pełni zadowolona z tego rozdziału.
Buziaki ;*
PS Proszę o komentarze!

poniedziałek, 13 maja 2013

Rozdział 1

,,Prawdziwy przyjaciel to osoba, która potrafi stanąć naprzeciw Ciebie i wygarnąć Ci wszystkie Twoje najgorsze wady, patrząc Ci prosto w oczy"

Dworzec King’s Cross był tak zatłoczony, że ledwo mogła się ruszać, a o jakimkolwiek przemieszczaniu się nie było nawet mowy. Mimo to starała się uśmiechać i sprawiać wrażenie rozluźnionej. ,,Pierwsze wrażenie jest najważniejsze” powtarzała sobie gorączkowo. Stali w czwórkę na peronie 9 i 3⁄4 czekając na Lestrange’ów i Snape’ów. Cat była ubrana w obcisłe, mugolskie jeansy koloru pistacjowego i białą koszulkę z napisami. Arthur natomiast – elegancik pierwsza klasa (to było pierwsze określenie jaki przychodziło jej do głowy), wystrojony równie obcisłe jeansy co ona, koszulę w kratkę i marynarkę, uśmiechał się do każdego, kto go mijał. Ich rodzice – po zażyciu eliksiru wielosokowego wyglądali jak zwykli mugole: zapracowana bizneswoman w garsonce i poważny mężczyzna ubrany podobnie do jej brata.
- Przestań szczerzyć te zęby. Nie wszyscy muszą wiedzieć jakie są równe. Poza tym zwracasz na nas uwagę.- mruknęła Catherine.
- Uważaj, bo mnie zarazisz tym optymistycznym nastawieniem. – Sarknął Arthur.
- Ja wcale nie…
Nie zdążyła dokończyć tego zdania, bo cały świat zasłoniła jej burza ciemnobrązowych loków. Louise rzuciła się na nią i mocno przytuliła.
- Tak się cieszę, że cię widzę! Już nie mogę się doczekać!- wykrzyknęła jej przyjaciółka, zwracając na siebie uwagę kilku osób.
- Ja… ciebie… też…, ale puść mnie …proszę- wysapała jej we włosy.
- Och, tak… przepraszam.- zmieszała się dziewczyna- Po prostu jestem taka, hmm… podekscytowana.
-Cat, skarbie, ależ wypiękniałaś.- Powiedziała Bellatriks w przebraniu jakiejś mugolskiej kobiety.
- Ciociu, nie widziałyśmy się cztery dni.- Odrzekła ciepło Catherine lekko się rumieniąc.
- Zdradzę ci pewien sekret: ,,każda kobieta z dnia na dzień staje się coraz piękniejsza’’. No chyba , że mówimy o Mcgonagall. - rzekła i roześmiała się perliście.
- Skoro, to co mówi ciocia Bella, a ona zawsze ma rację- tu Arthur uśmiechnął się przymilnie- jest prawdą, to boję się co będzie za parę dni. Cała męska część Hogwartu będzie za tobą latać z wywieszonymi jęzorami, a ja stracę mą jedyną, najukochańszą siostrę bliźniaczkę!- powiedział teatralnym głosem.
- Och, daruj sobie lizusie.- dogryzła mu dziewczyna.
- No wiesz?- obruszył się brat.
- Widziałaś gdzieś Alicię i Alexa?- zapytała Cat Louisę całkowicie ignorując chłopaka.
- Nie, ale aż tak ci się do niego śpieszy?- odpowiedziała przekornie przyjaciółka unosząc brew.
- Nie bądź śmieszna, to tylko kolega, z którym mogę porozmawiać na ważne, naukowe tematy. Oczywiście to ty jesteś moją najlepszą, cudowną oraz jedyną przyjaciółką i kocham cię z całego serca! – dodała szybko widząc jej obrażoną minę.
- Ja już widzę te wasze naukowe rozmowy. – powiedziała i złośliwie się uśmiechnęła.
- Louise!- oburzyła się dziewczyna.
- Spokojnie… żartowałam. Rodzice oraz Arthur i tak rozmawiają już o czymś innym.- dodała, po czym spojrzała jej przez ramię.- Oho, idzie twój książę z bajki.
- Weź się zamknij, zachowujesz się jak mój, pożal się Boże, braciszek.
- Wrzuć na luz, już siedzę cicho – powiedziała i zachichotała – nie chcę cię przed nim peszyć.
Za to zdanie oberwała sójkę w bok od swojej kochanej przyjaciółki.
- Ja. Się. Nie. Peszę. Przed nikim! – wysyczała, a państwo Snape z Alexem byli coraz bliżej.
- No i wreszcie mówisz jak na prawdziwą Ślizgonkę przystało…, którą na pewno zostaniesz! – dopowiedziała szybko widząc sceptyczne spojrzenie Cat. – Może i masz mózg Krukona, ale posiadasz taki charakterek, że lepiej nie mówić. Nie patrz tak na mnie, wiem, że na ten temat czytałaś oraz z tego wynika, że to cecha typowego Gryfona, ale na Gryffindor jesteś zbyt przebiegła, sprytna i wybacz, że to mówię, ale bywasz cholerną egoistką. Swoją drogą Gryfoni to niezłe ziółka i do tego najczęściej przystojni…- rozmarzyła się przyjaciółka.
- Wiem, że czasem trochę przesadzam… Przepraszam.- powiedziała smutno.
- Oj, nie mazgaj się już, bo wylądujesz w Hufflepuffie.- odpowiedziała wesoło Louise.
- Po moim trupie.- warknęła rozbawiona. 
-Widzę, że humory dopisują.- rzekł Severus Snape podchodząc do nich- Catherine, chyba już nie możesz doczekać się nowej szkoły?
- O tak, jestem taka podekscytowana!- odrzekła pamiętając, że Snape będzie nauczycielem od eliksirów w Hogwarcie.
- Na pewno poczujesz się tam jak w domu. Tylko uważaj na Pottera i Wesleyów.
Przeklęci Gryfoni!
Dziewczyny wybuchnęły śmiechem, a Snape popatrzył na nie jak by były chore psychicznie. Gdy już się opanowały Cat zapytała:
- Nie lubi ich wujek zbytnio, czy mi się wydaje?
- Nie lubię? – prychnął rozbawiony - Po czym to wywnioskowałaś?
- A co gdybym została Gryfonką? – zapytała prowokacyjnie.
- Ty? Proszę cię! Znam cię od dziecka i wiem, że jesteś zbyt dużą egoistką, aby należeć do Gryffindoru, więc nie martw się.
- Nie martw się?! Dobrze wiedzieć, że wszyscy macie o mnie takie zdanie! – obruszyła się dziewczyna.
- Nie wszyscy, na przykład wiem, że jesteś mądra, inteligentna, błyskotliwa, zabawna, z poczuciem humoru i masz poczucie wartości. – Powiedział Alex, co spotkało się z trzema różnymi reakcjami: brwi jego ojca podjechały prawie do jego linii włosów, natomiast brwi Louise poruszały się na przemian w górę i w dół. Cat ignorując ich powiedziała lekko zarumieniona:
- Dziękuję, to miłe, że choć ty jeden tak do mnie mówisz.
- Durna, Gryfońska duma aż z niej wyłazi – szepnął teatralnie Snape do jej przyjaciółki. Na co ona zareagowała śmiechem.
- Tak właściwie to gdzie zgubiliście Alicię i ciocię Anastasię?
- Zostały przy bagażach…
- Szowiniści! – krzyknęły obie naraz, a oni spojrzeli po sobie wzrokiem, który mówił, że trzeba uciekać.
- To my już do nich pójdziemy…- Powiedział Alex, ale w tej chwili rozległ się pierwszy gwizdek i trzeba było wsiadać do pociągu Hogwart Express.

                                                                        ***
- Chodź, zaprowadzę cię do naszego specjalnego przedziału. – Powiedziała Louise przepychając się przez tłum uczniów w wagonie. – Są tam sami Ślizgoni i to z najlepszych rodzin. Nasze kufry już tam są.
- A co z Nalą?
-Chyba wszystko... - nie zdążyła dokończyć zdania, bo przerwał jej dziki krzyk dochodzący z przedziału na samym końcu. Jej przyjaciółka zrobiła przerażoną minę i pobiegła w tamtym kierunku. Niewiele myśląc ruszyła za nią, a gdy Louise dopadła do drzwi i je otworzyła, jej oczom ukazała się najdziwniejsza scena jaką w życiu widziała.


                                                                        ~~~
Hej, nowa notka już się pojawiła i zwracam się z prośbą do was, jak czytacie to komentujcie! Bardzo zależy mi na poznaniu waszego zdania.
Całusy
OwlShadow ;*

piątek, 10 maja 2013

PROLOG

,,Zmiany nie są przyjemne, lecz są bardzo pożyteczne
Lucy Maud Montgomery ,,Ania z Avonlea"

-Tato! 
Sfrustrowana dziewczyna krążyła między regałami ich domowej biblioteki. Gdy w końcu znalazła ojca, szukającego jakiejś książki, oparła się półkę i zapytała:
- Naprawdę muszę tam jechać? Przecież to szkoła dla zwykłych czarodziejów, ze zwykłych, nic niewartych rodzin. Czy jako córka najpotężniejszego czarnoksiężnika naszych czasów, nie zasługuję na coś więcej?! Tato, czy nie mogę uczyć się w domu, jak dotychczas? 
-Och, kochanie, nie przesadzaj. W Hogwarcie jest kilkoro uczniów z porządnych rodzin, poza tym wujek Snape jest tam nauczycielem Eliksirów, pamiętasz?
- Ale… 
-Posłuchaj Catherine- powiedział rzeczowym tonem Tom Riddle  - masz 16 lat i powinnaś zawierać nowe znajomości, poznawać nowych przyjaciół albo chociaż nie wierzę, że to mówię – chodzić na imprezy. Na razie zajmujesz się tylko nauką.
- A więc to źle?- Zapytała zirytowana.
- Nie, nie o to chodzi, skądże! To bardzo dobrze, że zależy ci na wiedzy, ale w życiu nie tylko się liczy.
- Więc nie ma szans, że…
- Nie, już o tym rozmawialiśmy. Jedziesz tam i koniec kropka. - Powiedział twardo.
- Ale nie interesuje cię, że ja tego nie chcę?! Nie obchodzi cię to? 
- Jak powiem, że nie to dasz mi spokój?- Uśmiechnął się złośliwie.
- Świetnie! – I wyszła trzasnąwszy mocno drzwiami.
Chwilę później do pokoju weszła Mallorie unosząc znacząco brwi.
- I kto by pomyślał: jeden z największych czarodziejów naszego stulecia, a nie daje sobie rady z nastolatką. O to samo co zwykle?
- Tak. Ech, Mal… temperament ma chyba po tobie.
-Na nasze nieszczęście – powiedziała wesoło żona.

***
- I jak? -Zapytał Arthur.
-Powtórka z rozrywki…
Gruchnęli śmiechem. Siedzieli w dużej, przestronnej, ale skromnie urządzonej kuchni. Już za kilka dni rodzeństwo Riddle’ów miało jechać do Hogwartu, rodzice nie mówili im tego, ale ona wiedziała, że w domu nie jest już tak bezpiecznie jak kiedyś. Nie rozumiała jednak logiki ojca, dlaczego w tej szkole ma być bezpieczniej niż tutaj, gdzie mieszkała od dziecka? Pod nosem Albusa Dumbeldore’a, założyciela Zakonu Feniksa, który chciał ich zniszczyć? Zupełnie tego nie pojmowała.Jej młodszy, bagatela, o 13 minut brat bliźniak (prawie przy każdej kłótni wykorzystywała ten fakt) był do niej bardzo podobny: wysoki, o szaro-błękitnych oczach, kasztanowych włosach i nieco chłodnych rysach twarzy. Z tą różnicą, że jej oczy były zielone, jak u matki. Jej najlepszą przyjaciółką, jedyną którą miała, była Louise Lestrange. Zgrabna dziewczyna średniego wzrostu, bardzo podobna do swojej matki Bellatrix (nie tylko z wyglądu) przy bliższym poznaniu okazywała się wspaniałą osobą. Jedynie rodziny Lestrange i Snape, jako najwierniejsi Śmierciożercy, wiedziały o istnieniu dzieci Lorda Voldemorta. Było zbyt wielkim zagrożeniem, by ktoś się o nich dowiedział , ponieważ taka informacja mogła zostać wykorzystana przez Zakon. Tak, Tom Riddle – jako czarnoksiężnik często posądzany był o brak jakichkolwiek uczuć, jednak wiedział co to miłość i kochał swoje dzieci oraz żonę. Mało tego, był w stanie poświęcić dla nich wszystko. 
- To co, spakowana?- Zapytał Arthur ze złośliwym uśmiechem na twarzy.
-Weź mi nawet nie przypominaj-powiedziała zrezygnowana- nie psuj mi ostatnich dni wolności.
-Ty to nazywasz WOLNOŚCIĄ?- Prychnął rozbawiony.- Same książki i nauka.
-Możemy nie rozmawiać o moim życiu towarzyskim?!
- A raczej jego braku…- powiedział, po czym udał, że się krztusi.
- Słyszałam- warknęła i z dumnie uniesioną głową wyszła z pomieszczenia.

OD AUTORKI

Hej, to mój pierwszy blog o tej tematyce - historia dość burzliwej miłości córki Lorda Voldemorta i Draco Malfoy'a. Mam nadzieję, że się spodoba.
OwlShadow 

Obserwatorzy

Informacje


Nowy rozdział już nie długo!


Jakby ktoś chciał na priv to moje gg:
43084764
^.^


Szablon wykonała Avia Tinar z Zaczarowane Szablony.

O mnie

Moje zdjęcie
"Moje idee to gwiazdy, których nie potrafię ułożyć w konstelacje."